13 firm jest zainteresowanych współudziałem w projekcie budowy farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim – zakomunikowała wczoraj Polska Grupa Energetyczna. Najpoważniejszym z graczy, który pretenduje do wejścia w joint venture z PGE, wydaje się duński Ørsted. Po pierwsze, to właściciel 17 proc. wszystkich morskich farm wiatrowych w UE (po 7 proc. mają E.ON, innogy i Vattenfall – dane za 2017 r., tych za 2018 r. jeszcze nie ma). Po drugie, w 2017 r. ta firma przyłączyła do systemu energetycznego aż 19 proc. wszystkich nowych mocy. A po trzecie: dobry jest klimat do rozmów z Duńczykami. Operatorzy gazowych sieci przesyłowych Polski i Danii przygotowują budowę gazociągu Baltic Pipe, który w 2021 r. połączy nasz kraj ze złożami gazu na Szelfie Norweskim. Popłynąć ma nim 10 mld m sześc. gazu rocznie.
PGE nazw oferentów nie podała. Ørsted tematu nie komentuje. Nam udało się ustalić, że ze złożenia oferty zrezygnował szwedzki Vattenfall. Ma do dokończenia duże, już rozpoczęte projekty. Ponadto obawia się ryzyka związanego ze zmiennością polskiego prawa. Inni zagraniczni inwestorzy mają podobne obawy. – To, co Polska zrobiła z energetyką wiatrową na lądzie, sprawia, że włos na głowie się jeży – mówi jeden z naszych rozmówców z branży.
Nie jest tajemnicą, że z Danią były prowadzone także dwustronne rozmowy o wiatrakach. – Planujemy dalszą redukcję udziału węgla w polskim miksie energetycznym i zwiększanie udziału odnawialnych źródeł energii. Będzie to możliwe także dzięki współpracy z Danią – mówił we wrześniu 2018 r. w Kopenhadze Krzysztof Tchórzewski, minister energii. Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, podkreślał, że Polska jest otwarta na współpracę z Kopenhagą w zakresie energetyki wiatrowej na morzu.

Z powodu Baltic Pipe jest teraz dobry klimat do rozmów z Danią

Reklama
– Inwestycjami na polskim morzu był zainteresowany Ørsted, ale to nie kwestia offshoru była kluczowa. Danii zależało najbardziej na zmianie regulacji dla farm wiatrowych na lądzie. Od 2016 r. przepisy zablokowały rozwój branży i spowodowały wzrost podatków – mówi nam Robert Tomaszewski, analityk sektora energii w Polityka Insight.
Reklama
Zabolało to duńską firmę Vestas, która sprzedawała w Polsce turbiny. Warszawa, której zależało na Baltic Pipe, zaproponowała kompromis i jeszcze rząd Beaty Szydło znowelizował przepisy, obniżając w 2017 r. podatki – przypomina. – To prawdopodobne, że Duńczycy w ramach negocjacji wysunęli postulat większego otwarcia polskiego rynku dla firm z ich kraju. Rolnictwo i energetyka wiatrowa to dziedziny, w których duński biznes czuje się świetnie – komentuje ekspert energetyczny Piotr Maciążek.
Trzeba jednak przyznać, że rozmów z potencjalnymi partnerami Polska prowadzi wiele – w ubiegłym tygodniu chociażby ze Szkotami, którzy deklarują wsparcie technologiczne oraz badawcze (pisaliśmy o tym w poniedziałkowym wydaniu DGP).
A wczoraj informowaliśmy, że rząd powoli przeprasza się z wiatrakami na lądzie, a dla tych na morzu szykuje nową ustawę. Jej projekt mamy poznać do końca marca, a gotowa ma być jesienią. Jej istotą mają być kontrakty różnicowe, w których państwo gwarantuje operatorowi elektrowni stałą cenę prądu, dla pierwszych inwestorów w morskie farmy wiatrowe. Ale ten system wsparcia trzeba ustalać z Brukselą. Ministerstwo Energii nie odpowiedziało na nasze pytania w tej sprawie. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że rozmowy już są, ale nasze źródła w Komisji Europejskiej tego nie potwierdziły.
Branża wyczekuje regulacji, które pozwolą na budowę farm wiatrowych na Bałtyku. Bez tych przepisów nie będą mogły się rozwijać ani projekty offshore, ani polski przemysł już dostarczający komponenty i usługi dla farm morskich – mówi Aneta Wieczerzak-Krusińska, rzeczniczka Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. – System wsparcia może wyglądać różnie w zależności od stopnia zaawansowania projektu. Decydenci w przeszłości wskazywali, że pomoc dla projektów najbardziej zaawansowanych, np. tych należących do Polenergii i PGE, może się różnić od tej dla projektów realizowanych w późniejszym terminie – dodaje.
W przygotowaniu projektów morskich elektrowni najbardziej zaawansowana jest prywatna Polenergia (którą PGE próbowała przejąć w ubiegłym roku), kontrolowana przez Kulczyk Investments. Ma decyzje środowiskowe, teraz poinformowała o decyzjach przyłączeniowych od PSE. - Polenergia realizuje projekty morskich farm wiatrowych wspólnie z pozyskanym w ubiegłym roku partnerem, którym jest Equinor - mówi nam Michał Michalski, prezes firmy. Przyznaje jednak, że nic nie wie o specustawie offshorowej dla PGE i Polenergii, i osobiście nie wyobraża sobie takiego scenariusza.
Plany budowy wiatraków na Bałtyku ma też Orlen. – Jesteśmy już po wstępnych rozmowach z liczącymi się firmami działającymi na rynku offshore w zakresie ewentualnej budowy morskiej farmy na Bałtyku. Planujemy znaleźć partnera dla tego projektu w tym roku – mówi Joanna Zakrzewska, rzeczniczka koncernu.
Pierwszy prąd z polskich farm wiatrowych na Bałtyku popłynie nie wcześniej niż w 2025 r.