Pod rządami PiS karuzela kadrowa w kontrolowanych przez państwo spółkach kręci się w zawrotnym tempie. W większości doszło przynajmniej do dwóch tur wymian w składach zarządów.

Reklama

Najpierw zwolnieni zostali menedżerowie kojarzeni z koalicją PO-PSL. Następnie z pracy wylecieli członkowie zarządów powołani już za czasów PiS, których ze stanowisk zmiotła rozgrywająca się w obozie władzy walka o podział wpływów. Nowe miejsca pracy, w których się odnaleźli, sugerują, że przynajmniej częściowo zarzuty o zdobyciu wysokich stanowisk w największych krajowych firmach ze względu na polityczne znajomości mogą być prawdziwe.

W ostatnich dniach nowe zajęcie znalazło dwóch byłych szefów kontrolowanych przez państwo spółek. Mariusz Bober został prezesem KGHM Zanam, Remigiusz Nowakowski objął stery w spółce budowlanej PILE Elbud. Bober przez niemal całą karierę zawodową pracował dla sektora państwowego – od 1997 do 2010 r. zasiadał w zarządach spółek zależnych od KGHM, a następnie przez trzy lata związany był z prywatnym funduszem Trinity AdVenture sp. z o.o. Na początku 2016 r. niespodziewanie został prezesem Azotów i na stanowisku szefa największej firmy chemicznej w kraju utrzymał się przez 10 miesięcy. Nowakowski miesiąc dłużej szefował energetycznemu Tauronowi. Nim trafił do spółki kontrolowanej przez państwo, przez siedem lat pracował dla działającego w tej samej branży, ale prywatnego Fortum. Obydwaj menedżerowie kojarzeni są z Adamem Hofmanem, byłym rzecznikiem PiS, i Dawidem Jackiewiczem, który w rządzie Beaty Szydło był ministrem Skarbu Państwa. Został odwołany we wrześniu 2016 r. To właśnie duet Hofman–Jackiewicz miał decydować o obsadzie stanowisk w wielu kontrolowanych przez państwo spółkach.

Reklama

– Jestem przeciwny uogólnieniom mówiącym, że w sektorze publicznym dostaje się stanowiska tylko z nadania politycznego i po znajomości. To byłoby niesprawiedliwe dla wielu zdolnych menedżerów, którzy decydują się pracować dla kontrolowanych przez państwo firm nie dlatego, że nie mogą znaleźć zatrudnienia w sektorze prywatnym, ale na przykład ze względu na skalę związanych z tym wyzwań. Rozumiem także tłumaczenia polityków, że decydujące znaczenie dla powołania danej osoby na stanowisko może mieć zaufanie do wybranego menedżera. W sektorze prywatnym często działa to podobnie – ocenia Raimondo Eggink, doradca inwestycyjny, zasiadający w kilku radach nadzorczych notowanych na GPW spółek.

Reklama

Gdyby tak jak Nowakowski kilku zwolnionych przez PiS menedżerów znalazło zatrudnienie w sektorze prywatnym, byłoby to ważnym pośrednim dowodem, że ich wcześniejsze nominacje na stanowiska w kontrolowanych przez państwo spółkach miały charakter merytoryczny. Na razie jednak takich przykładów brakuje, a byli prezesi częściej odnajdują się na kolejnych stanowiskach w sektorze publicznym.

Tak jak Krzysztof Skóra, były prezes KGHM, który zasiada w radzie nadzorczej Kogeneracji. Na nowym stanowisku pojawił się we wrześniu zeszłego roku, po tym jak firma znalazła się w grupie kapitałowej kontrolowanego przez państwo koncernu PGE. Inny przykład – Robert Pietryszyn, który trafił do rady nadzorczej samorządowej spółki TBS Wrocław. Po przejęciu rządów przez PiS był w zarządzie PZU, a od kwietnia do listopada 2016 r. kierował paliwowym Lotosem. Według RMF FM Pietryszyn, kolejny menedżer kojarzony z Adamem Hofmanem, jest jednym z faworytów do objęcia funkcji prezesa KGHM. Odwołany z tego stanowiska przed dwoma tygodniami Radosław Domagalski-Łabędzki na razie pracy szukać nie musi. Znajduje się w okresie wypowiedzenia i ciąży na nim zakaz konkurencji, ale przynajmniej kilku menedżerów ma kłopoty ze znalezieniem nowego zajęcia. Jak Tomasz Gawlik, były prezes JSW (Jarosław Zagórowski, szef tej samej firmy za rządów PO-PSL, został w zeszłym roku prezesem giełdowego Wasko), kierujący do stycznia 2017 r. Energą Dariusz Kaśków czy Małgorzata Zaleska, do marca zeszłego roku szefująca GPW.

– Na pewno mocno bym się zastanowiła, gdybym miała zatrudnić menedżera przez lata związanego z sektorem publicznym. To wynika z innego sposobu funkcjonowania niż w sektorze prywatnym, gdzie liczą się tylko umiejętności. Także u prywatnego właściciela zdarzają się naciski, żeby podejmować decyzje na granicy prawa, ale menedżerom dużo łatwiej niż w sektorze publicznym przychodzi w takiej sytuacji odmowa. Na państwowej posadzie menedżer dwa razy się zastanowi, zanim odmówi, bo może obawiać się, że już takiej pracy nie znajdzie – mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes Virgin Mobile. Menedżerka dla sektora publicznego pracowała przez 2,5 roku, sprawując m.in. w latach 2012–2013 funkcję prezesa PGNiG. Wcześniej była zatrudniona w sektorze prywatnym.

Mimo pewnego obciążenia, jakie stanowi długoletnia praca dla sektora publicznego, przypadki udanych transferów do sektora prywatnego też się zdarzają. W ub.r. prezesem giełdowego Unimotu, największej niezależnej od wielkich koncernów firmy handlującej paliwami, został Maciej Szozda. Wcześniej przez wiele lat pracował dla Orlenu, a ostatnie sześć lat spędził w zarządzie Lotosu. Inny przykład – Piotr Kamiński, który z pozycji urzędnika w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd wybił się na stanowisko wiceprezesa Giełdy Papierów Wartościowych. Był członkiem zarządu PKO BP, kierował Bankiem Pocztowym, zasiadał w radzie nadzorczej PZU, a karierę w sektorze publicznym zakończył w 2013 r., odchodząc z zarządu Totalizatora Sportowego.

Obecnie jest członkiem rad nadzorczych w dziewięciu prywatnych firmach oraz prezesem i udziałowcem firmy Virditas, zarządzającej termami w Białce Tatrzańskiej.