W gospodarce dzieją się rzeczy, przez które Rada Polityki Pieniężnej będzie pod coraz większą presją, by podnosić stopy procentowe. Duże napięcia na rynku pracy – a konkretnie problemy ze znalezieniem nowych pracowników, zgłaszane przez przedsiębiorców – powodują wzrost płac, co może przekładać się na wzrost cen.
Inflacja jest już bardzo blisko celu Narodowego Banku Polskiego, który ustalono na poziomie 2,5 proc. z możliwością odchyleń o 1 pkt proc. We wrześniu ceny były wyższe o 2,2 proc. niż rok wcześniej.
Już wrześniowe dane powinny wzbudzić czujność u RPP, ale na razie inflacja rośnie przez wysokie ceny żywości i jednorazowe zdarzenia, jak szybszy wzrost cen ubrań (zwykle następuje w październiku, w tym roku miesiąc wcześniej). To czynniki, na które poziom stóp procentowych ma drugorzędny wpływ.
– Takie sygnały z gospodarki RPP może więc łatwo zbyć, tym bardziej że to przejściowy wzrost i na koniec roku wskaźnik spadnie ze względu na efekt wyższej bazy z 2016 r. – mówi Marcin Czaplicki, ekonomista PKO BP.
Reklama
– Można też znaleźć dodatkowe argumenty za tym, by się wstrzymać z decyzjami. Na przykład taki, że pensje rosną, ale nie widać, żeby szybko przekładało się to na ceny w całej gospodarce, choćby ceny usług. A RPP jest podzielona w opiniach co do tego, czy presja płacowa będzie się utrzymywać – dodaje Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Reklama
Dzisiaj kończy się dwudniowe posiedzenie RPP. Po południu na konferencji prasowej prezes Adam Glapiński powinien odnieść się do najnowszych danych makroekonomicznych – także tych o wyższej inflacji. Glapiński właściwie od momentu, gdy zasiadł w fotelu prezesa NBP i przewodniczącego RPP w połowie ubiegłego roku, wysyła rynkom sygnały, mówiąc, że stopy procentowe mogą pozostać bez zmian nawet do końca 2018 r. Tego typu nastawienie broniło się w ubiegłym roku, gdy gospodarka spowolniła przez załamanie inwestycji, a ceny spadały od wielu miesięcy. Teraz jednak sytuacja jest już inna.
A w przyszłym roku czeka nas dalszy wzrost inflacji. Tak przynajmniej sądzą ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy. Według Marcina Czaplickiego cel NBP osiągniemy w maju – czerwcu 2018 r. Piotr Bielski również wskazuje na połowę przyszłego roku.
– W polityce fiskalnej nie widać zacieśnienia, w polityce pieniężnej mamy ujemne realne stopy procentowe w warunkach wysokiego wzrostu gospodarczego. Takie połączenie to dobre podłoże dla wzrostu inflacji. Już teraz niewiele dzieli nas, żeby przekroczyć cel NBP – mówi Piotr Bielski. – Gdy inflacja przyspieszy, napięcia na rynku pracy będą się utrzymywać, a PKB nadal będzie rósł, to rada będzie musiała się nieźle nagimnastykować, by uzasadnić utrzymywanie ujemnych realnych stóp procentowych – dodaje ekonomista.
Według ekspertów rada wkrótce zacznie zmieniać retorykę. Powód: rośnie frakcja, która jest gotowa głosować za stopniowym podwyższaniem kosztu kredytu. Od dawna taki ruch postuluje Kamil Zubelewicz, a dzisiaj do jego stanowiska przychylają się kolejni członkowie RPP, jak Eugeniusz Gatnar czy Łukasz Hardt. Zwolenników podwyżek wciąż jest jednak za mało, aby wniosek został przegłosowany. Chociaż prezes NBP nie wyklucza, że zaostrzenie kursu w polityce pieniężnej może zyskać większość pod koniec 2018 r.
Gdyby RPP była bardzo nastawiona na przyszłe procesy w gospodarce, to pewnie już teraz podnosiłaby stopy procentowe. Jednak żyjemy w takich czasach, że większość banków centralnych woli raczej spóźnić się z podwyżkami, niż wyprzedzać rosnącą inflację – uważa Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
Ekonomiści oceniają, że proces podwyższania kosztu pieniądza rozpocznie się w drugiej połowie 2018 r. Piotr Kalisz mówi o wrześniu jako momencie startu cyklu podwyżek stóp. Piotr Bielski i Marcin Czaplicki obstawiają listopad. Zakres? Niewielki, bo zbyt ostry kurs w polityce monetarnej może zabić gospodarczy wzrost, na którym z kolei bardzo zależy rządowi. A poza tym wyższe stopy procentowe to również większy koszt obsługi długu, czyli większe wydatki w budżecie.