Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju jest uszczegółowieniem celów rozwojowych wyznaczonych w przyjętym przez rząd w lutym Planie na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, znanym też jako Plan Morawieckiego; zawiera m.in. opisy projektów i programów prorozwojowych oraz celów i kierunków poszczególnych polityk publicznych.

Reklama

Trzy główne cele szczegółowe strategii to trwały wzrost gospodarczy oparty na dotychczasowych i nowych przewagach, rozwój społecznie i terytorialnie wrażliwy oraz skuteczne państwo i instytucje gospodarcze służące wzrostowi oraz "włączeniu" społecznemu i gospodarczemu.

W Strategii przewidziano, że wynik sektora instytucji rządowych i samorządowych do 2020 r. utrzyma się poniżej 3 proc. PKB, a dług sektora instytucji rządowych i samorządowych pozostanie w przedziale 50-55 proc. PKB.

Wiceszef PO Tomasz Siemoniak na piątkowej konferencji prasowej w Sejmie podkreślił, że słowo, które zapamiętuje się po lekturze dokumentu, to "pułapka". - Pada ono bardzo często. Ten program jest rzeczywiście taką jedną wielką pułapką dla Polski, powrotem do PRL-owskiego, ręcznego sterowania gospodarką, do gospodarki centralnego planowania - podkreślił.

Reklama

Według polityka plan "tworzy biurokratyczne, wielkie molochy", których ma powstać kilkadziesiąt, w tym Polski Fundusz Rozwoju. Siemoniak wyraził zaniepokojenie "ogromnymi sumami", którymi mają obracać te instytucje oraz ich "niejasnymi kompetencjami". Zdaniem Siemoniaka takie działanie to "ogromny krok wstecz" w stosunku do obecnej sytuacji.

O tym, że strategia resortu rozwoju "to jest wielkie nic, albo nawet wielkie oszustwo" przekonywała b. wiceminister finansów, posłanka Izabela Leszczyna. Jak podkreśliła strategie państwa pisze się po to, by "poprawić życie ludzi". Tymczasem, jej zdaniem, plan Morawieckiego tak naprawdę tego nie zakłada.

Reklama

Według Leszczyny świadczą o tym założenia planu, który jako wskaźniki do oszacowania dobrostanu Polaków używa PKB. Posłanka mówiła, że w strategii wskazano, że PKB w 2014 wyniósł 68 proc. średniej unijnej, a na rok 2030 zaplanowano, że wyniesie 95 proc. "To nie jest dobra wiadomość" - oceniła. Przekonywała, że zgodnie z założeniami rządu PO-PSL ten wskaźnik zostałby osiągnięty już w roku 2025. Dodała, że podobnie sprawa wygląda jeśli chodzi o odsetek ludzi zagrożonych ubóstwem.

Pytanie brzmi, dlaczego strategia nie jest przyśpieszeniem, tylko spowolnieniem - zaznaczyła Leszczyna. Jej zdaniem PiS liczy się ze stratami i spowolnieniem gospodarczym związanym z programem 500 plus i dlatego MR zakłada cele bardzo mało ambitne, które chce sprzedać to jako sukces.

Według niej, Morawiecki zachowuje się nie jak minister, a "wynajęty manager", któremu nie zależy na rozwoju firmy, tylko na premii za osiągnięcie konkretnych wskaźników i dlatego te wskaźniki ustala tak nisko. "Panie premierze Morawiecki, Polska to nie bank, a Polacy to nie akcjonariusze. Nie wystarczy window-dressing jak mówią bankowcy; po prostu Polacy tego nie kupują" - mówiła posłanka.

Jak zauważyła, w dokumencie zapisano, że strategia jest autorstwa 12 zespołów międzyresortowych. - To kłamstwo. Tak naprawdę strategię napisała amerykańska firma konsultingowa - powiedziała Leszczyna. - Stąd pytanie do wicepremiera Morawieckiego i premier Beaty Szydło: dlaczego chcieliście podnieść wynagrodzenia ministrów i wiceministrów, skoro ich zadania zlecacie zewnętrznym firmom zagranicznym i ile razy polski podatnik ma płacić za to samo - raz ministrom, a drugi raz firmom konsultingowym? - dodała Leszczyna.

Siemoniaka, b. szef MON, był pytany podczas konferencji o przyjętą w czwartek przez Senat nowelizację Prawa lotniczego, która przewiduje wygaszenie stosunków pracy z dotychczasowymi członkami Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL), o ile nie zostanie im zaoferowana praca na nowych warunkach.

Trudno nie mieć wrażenia, że to jest po prostu zemsta na tych ludziach, którzy byli niezależni - a tego PiS bardzo nie lubi, którzy stanowią grono najlepszych polskich fachowców, z wielką rzetelnością badają dziesiątki, setki incydentów, wypadków lotniczych, ale także badali przyczyny katastrofy smoleńską. Po prostu chodzi o to, by kolejną instytucję ukarać za to, że miała odwagę być niezależna - powiedział Siemoniak.