W najbliższych dniach Grupa Lotos ma poinformować o wejściu w nowy projekt up-streamowy – zapowiada jej prezes Paweł Olechnowicz. Żadnych szczegółów zdradzić nie chce. – O zakupie aktywów poszukiwawczo-wydobywczych rozmawiamy obecnie z kilkoma podmiotami i te rozmowy są na różnym etapie zaawansowania – mówi Zbigniew Paszkowicz, wiceprezes Grupy Lotos i prezes firmy Lotos Petrobaltic. Według Paszkowicza nowe aktywa Grupy Lotos będą, w zestawieniu z koncesjami, które już są w jej posiadaniu, „bardzo istotne”.
Wiadomo, że priorytetem gdańskiego koncernu w dziedzinie poszukiwań i wydobycia jest Bałtyk oraz możliwość wykorzystania tzw. tarczy podatkowej. Chodzi o prawo do odzyskania części poniesionych nakładów inwestycyjnych, co jest możliwe w przypadku inwestycji na norweskim szelfie (zwrot może dotyczyć nawet 78 proc. zainwestowanych sum). – Dlatego właśnie te obszary są głównymi kierunkami naszych zainteresowań – wyjaśnia Paszkowicz i dodaje, że jego firma chce wykorzystać fakt, że ceny ropy są na rekordowo niskim poziomie. To pozwalałoby przejąć kolejne złoża na korzystniejszych warunkach cenowych.
Zdaniem Wojciecha Kozłowskiego, analityka z Ipopema Securities, wiele wskazuje na to, że i tym razem chodzić będzie o aktywa zlokalizowane na norweskim szelfie, podobnie jak przy ostatniej akwizycji Grupy Lotos. Chodzi o pakiet aktywów Heimdal, które pod koniec 2013 r. przejęła należąca do firmy Lotos Petrobaltic spółka Lotos Norge.
Obecnie również najrozsądniejszy wydaje się zakup aktywów wydobywczych, a nie poszukiwawczych, których rozwój obarczony jest dużym ryzykiem – dodaje Kozłowski. – Przy obecnych niskich cenach ropy wiele funkcjonujących już projektów zostało wystawionych na sprzedaż – zauważa. – Zakup w końcówce roku byłby szczególnie atrakcyjny dla nabywającego. Pozwala bowiem odliczyć od ceny nabycia zysk ze sprzedaży surowca wydobytego z danego złoża w okresie od początku roku do momentu sfinalizowania transakcji. Dzięki temu zakup może być nawet o kilkadziesiąt procent tańszy – wyjaśnia Kozłowski.
Reklama
Analityk jest przekonany, że najatrakcyjniejsze dla gdańskiego koncernu byłoby złoże w dużym stopniu wyeksploatowane, takie, które funkcjonowałoby jeszcze tylko przez 5–6 lat.
Reklama
Kozłowski spodziewa się, że Lotos ogłosi zakup kilkudziesięcioprocentowych pakietów w kilku złożach. – Myślę, że w grę mogą wchodzić aktywa warte łącznie ok. 200 mln dol. Przy czym realny wypływ gotówki będzie o kilkadziesiąt milionów niższy – szacuje ekspert.
W minionym tygodniu gdańska firma uruchomiła wstępną produkcję ropy na bałtyckim złożu B8. Paszkowicz spodziewa się, że docelowy poziom wydobycia z tego złoża zostanie osiągnięty z końcem 2016 r. Wcześniej zarząd gdańskiego koncernu zakładał, że dojdzie do tego już w połowie przyszłego roku. – To opóźnienie w osiągnięciu pełnej wydajności przy obecnych cenach ropy wydaje się dla nas korzystniejsze – wyjaśnia menedżer. W jego opinii w tym roku z tego złoża możliwe będzie wydobycie 30–40 tys. ton ropy naftowej.
Grupa Lotos przygotowuje się jednocześnie do eksploatacji złóż gazu ziemnego na terenie innych bałtyckich koncesji – B4 i B6. Większość wydatków, które Lotos musiałby ponieść na rozpoczęcie eksploatacji koncesji B4 i B6, ma pochodzić z pieniędzy, jakie spółka pozyskała z zeszłorocznej emisji akcji. Kwota, jaka trafiła do spółki ze Skarbu Państwa, który objął nowe akcje, to prawie 1 mld zł. Grupa Lotos będzie się jednak dalej zadłużać. – Kolejne inwestycje zaplanowaliśmy w pewnej sekwencji: najpierw B8, później B4 i B6 – tłumaczy Paszkiewicz. – W ten sposób unikniemy spiętrzenia zadłużenia – dodaje.