Sprawa niestety jest poważna. Zachowanie chińskich inwestorów giełdowych, a także popyt na tamtejszym, ogromnym rynku na różnego rodzaju dobra konsumpcyjne oraz ich podaż mają ogromny wpływ na cały świat. Skąd wziął się tam kryzys i czy są widoki na jego rychłe zażegnanie?

Reklama

Wszystkie konta oszczędnościowe w jednym miejscu. Sprawdź zestawienie!

Wyprzedaż na giełdach

Zła passa na giełdach w Szanghaju i Shenzen trwa już od jakiegoś czasu. Groźnie zrobiło się zwłaszcza w lipcu, kiedy to inwestorzy w wyniku przeceny stracili ponad dwa biliony dolarów. Zaczęła się największa wyprzedaż akcji od ponad ośmiu lat, spadki indeksów sięgały 8%. Sytuacje uratowały wówczas chińskie władze, które zakazały dużym inwestorom sprzedaży akcji oraz zmobilizowały kontrolowane przez państwo banki, firmy i fundusze do ich zakupów na tani kredyt.

Reklama

Ta decyzja nie uchroniła jednak w dłuższej perspektywie chińskich parkietów przed gwałtownymi spadkami. Kolejne załamanie przyszło pod koniec sierpnia. Wówczas Pekin powstrzymał się od interwencji, uznając, że nie ma ona większego sensu. Trudno jest bowiem kontrolować decyzje dziesiątek milionów drobnych inwestorów, a to oni odpowiadają za 90% obrotów na tamtejszych giełdach. Są to inwestorzy indywidualni, którzy w szczytowym okresie hossy euforycznie kupowali akcje, zwykle na kredyt bądź pod zastaw mieszkań, a teraz desperacko je sprzedają, ratując resztki ulokowanych w nich pieniędzy.

Za chińskimi inwestorami podążyli niestety także gracze z innych części świata. Mogliśmy to zaobserwować w poniedziałkowy poranek 24 sierpnia, kiedy to pod wpływem informacji z Chin miała miejsce fala panicznej wyprzedaży akcji, która przeszła przez największe giełdy Azji – od Tokio po Hongkong – i wszystkie parkiety Europy, łącznie z warszawską GPW, przynosząc 5-6% spadki indeksów. Gdyby w garść nie wzięli się inwestorzy na Wall Street, gdzie sesja zaczęła się fatalnie, ale potem akcje odrobiły straty, świat stanąłby na krawędzi krachu.

Obawy o chiński popyt

Reklama

Warto wyjaśnić w tym miejscu, że inwestorów z reszty świata nie martwią tak naprawdę spadki na chińskich parkietach, a spustoszenie w portfelach Chińczyków. Przy hamującym tam od zeszłego roku eksporcie i kończącym się boomie inwestycyjnym, to właśnie konsumpcja obywateli, bazująca na ich pokaźnych, dotąd w niewielkim stopniu wykorzystywanych oszczędnościach, miała być motorem reaktywacji gospodarki. Jednak wyparowujące z giełd i z ich kieszeni biliony dolarów stawiają to pod wielkim znakiem zapytania.

Turbulencje na giełdach mogą uderzyć w cały chiński system gospodarczy i finansowy, który działał sprawnie dzięki spektakularnej w minionych latach dynamice rozwoju. Impet ten spychał na dalszy plan wszelkie zagrożenia, takie jak bańka na rynku nieruchomości czy gigantyczne zadłużenie firm i władz lokalnych, inwestujących w ostatnich latach na potęgę i na kredyt, co jest tykającą bombą dla finansujących je banków. Krach na giełdzie może sprawić, że te, dotąd nieistotne, problemy pogrążą chińską gospodarkę.

Obawy dotyczą także ograniczenia przez Chiny importu surowców, co będzie powodować drastyczny spadek cen miedzi czy ropy na światowych rynkach. Z kolei ograniczenie importu maszyn czy samochodów uderzy w amerykańskich, niemieckich i japońskich producentów. Dalsze hamowanie ogromnego chińskiego rynku grozi stagnacją światowej gospodarki, a kto wie, czy nie będzie powrotem recesji.

Porównaj online konta oszczędnościowe i wybierz najlepsze!

Analitycy jeszcze w lipcu porównywali sytuację w Chinach do tego, co w 1929 roku działo się na giełdzie w USA i co zapoczątkowało największy kryzys gospodarczy XX wieku. Tam również władzom nie udało się powstrzymać paniki wśród inwestorów. Oby taki scenariusz się nie powtórzył tym razem.