Wydawcom i księgarzom udało się wprowadzić pod obrady Sejmu ustawę o książce ze stałą ceną na nowości. 8 września projekt wyjdzie z podkomisji. Jak przekonują jego twórcy, jest szansa, że zostanie przegłosowany w tej kadencji.
Propozycje nowych regulacji budzą silne emocje. Z jednej strony barykady są Polska Izba Książki oraz ogromna część wydawców popieranych przez księgarzy i znanych pisarzy, m.in. Olgę Tokarczuk, Zygmunta Miłoszewskiego czy Vincentego V. Severskiego. Są jednak i wydawcy, którzy uważają, że ustawa zamiast pomóc, tylko pogorszy sytuację. Bo skutecznie odstraszy czytelników. Z ich zdaniem zgadzają się bibliotekarze, którzy chcą kupować książki jak najtaniej. Oraz duże sieci handlowe, które chcą mieć prawo do dowolnych przecen i promocji.
- Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania tym projektem - komentuje poseł PO Ewa Czeszejko-Sochacka, szefowa podkomisji zajmującej się ustawą.
Spór przebiega tak naprawdę wokół kilku zapisów. Artykuł 4 mówi: Wydawca i importer są obowiązani do ustalenia, przed wprowadzeniem książki do obrotu, jednolitej ceny książki obowiązującej przy sprzedaży nabywcy końcowemu, obejmującej wartość podatku od towarów i usług, zwanej dalej »ceną«, a art. 7 kontynuuje: Stosowanie ceny jest obowiązkowe w okresie 12 miesięcy od końca miesiąca, w którym wprowadzono książkę do obrotu.
Reklama
Oznacza to jedno: koniec z promocjami na książki w dniu premiery, z obniżkami i wyprzedażami, z książkami sprzedawanymi w supermarketach o kilkanaście złotych taniej niż w księgarniach. Oczywiście w ustawie zapisanych jest sporo wyjątków: dla bibliotek upust może wynosić do 20 proc., na targach książek może to być 15 proc., 15 proc. może być też na podręczniki kupowane przez stowarzyszenia rodziców.
Reklama
Kluczowy jest jednak sam pomysł, by cena z okładki była ceną obowiązującą. W przypadku Polski jest to rozwiązanie rewolucyjne. - W końcu przyzwyczajeni jesteśmy do promocji i walki cenowej - przyznaje poseł Czeszejko-Sochacka.

Towar czy dobro

- Zderzają się dwa światy. Jeden, który w książce widzi dobro kultury, o które należy dbać. I drugi, który na książkę patrzy jak na każdy inny towar i uważa, że konsument powinien móc go kupować po prostu jak najtaniej - tłumaczy Jerzy Okuniewski, szef Książnicy Polskiej. - My prezentujemy ten pierwszy, bo uważamy, że owszem, to jest rynek, ale nie można zapominać, że za tym rynkiem stoją konkretni ludzie: autorzy, wydawcy i księgarze, a obecna sytuacja stawia ich w złej sytuacji - dodaje Okuniewski.
W ubiegłym roku przychody ze sprzedaży książek skurczyły się o 7,5 proc., do 2,48 mld zł i - jak wynika z przewidywań - dalej będą malały. Powodem jest słabe czytelnictwo, piractwo i wejście darmowego rządowego podręcznika, który z roku na rok ma obejmować coraz więcej uczniów. No i walka cenowa powodująca, że książki w sprzedaży żyją coraz krócej.
- Jeszcze mocniej niż wydawcy te spadki odczuwają księgarze - podkreśla Włodzimierz Albin, szef Polskiej Izby Książki. I rzeczywiście udział zwykłych księgarni w sprzedaży książek z roku na rok się zmniejsza. W 2010 r. odpowiadały za 58 proc. rynku, w 2014 r. już tylko za 49 proc. Najsilniej klientów odbijają im księgarnie internetowe, w których sprzedawanych jest już 16 proc. książek, oraz supermarkety, które zagarnęły 12 proc. rynku (cztery lata temu miały zaledwie 4 proc.).
- Nie ma pod tym względem rynkowej równowagi sił. Sieci takie jak Empik czy Matras oraz markety mają ze względu na swoje rozmiary o wiele silniejszą pozycję negocjacyjną. Dostają książki z upustami nawet 40–50-proc., gdy zwykli księgarze mają 20 proc. - tłumaczy Okuniewski. - Nie ma więc mowy, byśmy byli w stanie z miejsca przeceniać książki jak w sieciach - dodaje.
Stąd pomysł ze stałą ceną na nowości. Prawo wzorowane jest na tzw. ustawie Langa, która we Francji funkcjonuje od lat 80. ubiegłego wieku. Ustawowo zakazane są też promocje cenowe na książki w Niemczech, Belgii, we Włoszech czy w Hiszpanii. Ale z drugiej strony, kiedy w Izraelu wprowadzono podobne regulacje, skończyło się to drastycznym spadkiem sprzedaży książek.

Kto zarobi, kto straci

Przeciwnicy ustawy ostrzegają, że projekt uderza w interesy księgarni internetowych oraz bibliotek, które nie będą mogły jak obecnie liczyć nawet na 50-proc. upusty przy kupowaniu książek. Klub Jagielloński przygotował petycję do posłów, apelując o to, by powstrzymali ustawę. Pod tym apelem podpisało się ponad 2,2 tys. osób. - Od czytelników po wydawców - zapewnia Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego i dodaje, że nie wszyscy wydawcy ustawę popierają.
- Głośno sprzeciwiają się jej choćby przedstawiciele wydawnictw Publicat, a wcześniej także Andrzej Kuryłowicz z Albatrosa. Wszyscy obawiamy się tego, że ustawa pomoże tylko dużym wydawcom i zamiast ceny książek obniżyć, spowoduje, że będą droższe - tłumaczy Trudnowski.