Cypr przekonuje, że może stać się alternatywą dla importowanego przez Unię Europejską gazu z Rosji. Sam jeden Cypr raczej nią nie będzie, ale cała wschodnia część Morza Śródziemnego, gdzie trzy lata temu odkryto bogate złoża, już mogłaby być źródłem tego surowca, szczególnie dla południowo-wschodnich krajów Unii.

Reklama

– Cypr powinien stać się centrum energetycznym, które pomoże zmniejszyć inne zależności (od Rosji – red.) – oświadczył kilka dni temu prezydent tego kraju Nikos Anastasiadis, zaś minister rolnictwa i zasobów naturalnych Nikos Kujalis zapewniał, że „cypryjski gaz ziemny należy do Unii Europejskiej”.

Unia od kilku lat, kiedy zaczęły się pierwsze szantaże gazowe wobec Ukrainy, próbuje zmniejszyć znaczenie importu z Rosji, postrzeganej jako niezbyt pewny dostawca. Konflikt na Ukrainie jeszcze wzmógł te obawy. Ale te próby ograniczenia roli Moskwy dają już dobre rezultaty: gaz stamtąd sprowadzany stanowi już mniej niż jedną czwartą całego zużywanego w Unii. To przede wszystkim efekt zwiększenia zakupów od Norwegii: udział Oslo w unijnym rynku praktycznie zrównał się z moskiewskim. Mimo wszystko pomysł, by niewielka, przeżywająca kłopoty finansowe wyspa miała stać się w UE znaczącym graczem, na pierwszy rzut oka wygląda niedorzecznie. Ale nie jest.

W 2010 i 2011 r. we wschodniej części Morza Śródziemnego – na wodach terytorialnych Cypru, Izraela, Syrii, Libanu i Palestyny – odkryto zasoby gazu ziemnego. Cypryjskie złoże Aphrodite ma co najmniej 200 mld m sześc. A jak informował minister energetyki tego kraju Jorgos Lakotripis, w najbliższych tygodniach rozpoczną się dalsze poszukiwania. Jeśli zakończą się powodzeniem, Cypr będzie chciał zbudować zakład skraplania gazu, który mógłby służyć całemu regionowi. Te obecnie posiadane zasoby, owe 200 mld m sześc., przy obecnym poziomie zużycia wystarczyłyby Cyprowi na jakieś 200 lat. A to oznacza, że gdy ruszy wydobycie kolejnych złóż, Nikozja awansuje do rangi eksportera gazu.

Reklama
Dziennik Gazeta Prawna

Z jednej strony – te 200 mld to mniej, niż Rosja eksportuje do Unii w ciągu półtora roku, więc ilość, która globalnie nie robi różnicy. Ale z punktu widzenia poszczególnych krajów wygląda to już lepiej. Bułgaria importuje z Rosji 2,9 mld m sześc. rocznie, co stanowi prawie 90 proc. bułgarskiego zużycia, a stopień uzależnienia energetycznego coraz bardziej niepokoi władze w Sofii. Podobną ilość gazu z Rosji sprowadza też Grecja, dla której jest to nieco ponad połowa potrzeb. Z pewnością oba państwa – a także Włochy czy Rumunia – chętnie rozważyłyby alternatywne źródła.

Tym bardziej że Cypr nie musi być jedynym. Aż czterokrotnie większe od cypryjskiego złoża Aphrodite są zasoby odkrytego rok wcześniej izraelskiego Leviathana, zresztą jednego z kilku pokładów tego kraju. Dzięki nim zapotrzebowanie Izraela na gaz zostanie zaspokojone przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Natomiast zasoby basenu lewantyńskiego, czyli wschodniej części Morza Śródziemnego, które są możliwe do wydobycia, wynoszą łącznie – według szacunków US Geological Survey – aż 3,45 bln m sześc. gazu (oraz 1,7 mld baryłek ropy). Gdyby potraktować je jako całość, znalazłyby się w dziesiątce największych na świecie.

Na tym optymistycznym obrazie są jednak co najmniej dwie rysy. Po pierwsze, jakkolwiek samo istnienie pokładów gazu jest potwierdzone, to ich dokładna wielkość – jeszcze nie. I zanim błękitne paliwo rzeczywiście stamtąd popłynie, minie kilka lat. W dodatku, jeśli region chciałby być eksporterem, trzeba tam wybudować gazociągi albo terminal LNG, a to też musi potrwać. – Te dyskusje o eksporcie są przedwczesne. Konflikt na Ukrainie zwiększył zainteresowanie dywersyfikacją dostawców gazu, ale wschodnia część Morza Śródziemnego jest wymieniana w tym kontekście na końcu i nie dzieje się to bez powodu – uważa Michael Leigh, analityk z German Marshall Fund. Po drugie, część z zainteresowanych państw jest ze sobą skonfliktowana, a granice morskie między nimi nie są wyznaczone. Dotyczy to przede wszystkim Izraela, Syrii i Libanu – tam złoża mogą stać się nowym pretekstem do walk.

Reklama

Także Cypr nie ma czystej sytuacji, bo północną część wyspy zajmuje samozwańcza, wspierana przez Turcję Republika Cypru Północnego. Nikozja liczy jednak, że jako najmniej skonfliktowana ze stron może się stać dla wszystkich wspólnym mianownikiem. I stanie się gazowym hubem na Morzu Śródziemnym.

Ulubiony kierunek rosyjskich pieniędzy

Choć cypryjski prezydent wspominał o gazie ze wschodniej części Morza Śródziemnego jako alternatywie wobec rosyjskiego, dla Cypru jego eksploatacja ma być przede wszystkim pomysłem na wydobycie się z własnych kłopotów finansowych niż chęcią zaszkodzenia Moskwie. Ze względu na silne powiązania finansowe Cypr należy do tych państw Unii Europejskiej, które sprzeciwiały się nakładaniu ostrych sankcji na Rosję po aneksji przez nią Krymu.

Według rosyjskiego urzędu statystycznego Cypr jest największym zagranicznym inwestorem w Rosji – na koniec zeszłego roku wartość inwestycji wyniosła 69 mld dol. – drugim co do wielkości odbiorcą rosyjskich inwestycji, które dotychczas osiągnęły 33 mld dol. W dużej mierze chodzi o te same pieniądze. Dzięki niskim podatkom na Cyprze i umowie o unikaniu podwójnego opodatkowania między obydwoma państwami śródziemnomorska wyspa od początku lat 90. zeszłego wieku należy do ulubionych miejsc lokowania kapitału przez oligarchów. Te pieniądze, już jako kapitał zarejestrowanych na Cyprze spółek, często później inwestowane są z powrotem w Rosji.

Szacuje się, że do Rosjan należy jedna czwarta depozytów w cypryjskich bankach. Przed zeszłorocznym kryzysem bankowym na wyspie, w wyniku którego prywatni klienci utracili część wkładów, odsetek ten przekraczał jedną trzecią. Na koniec 2012 r. z 70 mld euro zdeponowanych w cypryjskich bankach do osób spoza Unii Europejskiej, czyli w zdecydowanej większości właśnie Rosjan, należało 21,8 mld. Rok później było to już tylko 11,8 mld spośród ogólnej sumy 47 mld euro w bankach, ale od początku bieżącego roku Rosjanie wracają na Cypr z pieniędzmi.

Nic zatem dziwnego, że Nikozja bardzo ostrożnie odnosi się do sankcji wobec Rosji. Cypryjski prezydent Nikos Anastasiadis mówił w kwietniu, że UE powinna wziąć pod uwagę ewentualne skutki dla gospodarek państw członkowskich i rozpatrzyć sposoby poradzenia sobie z nimi, a w przeciwnym wypadku każde państwo członkowskie powinno mieć prawo wyboru tego, czy i jakie sankcje zastosować. Zarazem jednak ministerstwo spraw zagranicznych podkreśla, że Cypr przestrzega zobowiązań wynikających z członkostwa i jeśli jakaś decyzja w tej sprawie zapadnie, to się do niej zastosuje.

Inną sprawą jest to, czy rosyjskie firmy nie będą próbowały w przyszłości przejąć kontroli nad cypryjskimi złożami gazu. Na razie jednak operatorem pola Aphrodite jest amerykańska firma Noble Energy, zaś koncesje na dalsze poszukiwania mają Korea Gas Corp., francuski Total i włoskie Eni.