Wystarczy rzut oka na statystyki, by zrozumieć, jak wielki krok naprzód wykonała Polska pod względem ochrony środowiska. Przemysł jest czystszy i bardziej energooszczędny niż kiedyś. Emitujemy do atmosfery znacznie mniej trujących gazów. Oczyszczamy znacznie większą ilość ścieków. Zaczynamy walkę o lepszą jakość wód. Staramy się też, aby więcej śmieci trafiało do odzysku, a nie do składowania.

Prymus Europy

Pod względem ochrony środowiska nadrobiliśmy wszystkie zaległości, a możemy nawet służyć za wzór dla innych krajów – cieszy się prof. Zbigniew Kasztelewicz z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Z kolei prof. Andrzej Mizgalski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, były wiceminister środowiska, wskazuje, że najszybsze i największe efekty osiągnęliśmy w zakresie ograniczania emisji do atmosfery.
Dotyczy to zwłaszcza emisji przemysłowych i z dużych miast. Paradoksalnie znacznie gorzej jest w małych miasteczkach i na wsi, gdzie często pali się odpadami i używa marnej jakości paliwa – wskazuje prof. Mizgalski. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego chociaż liczba zakładów kwalifikowanych jako uciążliwe w porównaniu z 1990 r. nieznacznie wzrosła, to emitują one 20-krotnie mniej pyłów, czterokrotnie mniej dwutlenku siarki, trzykrotnie mniej tlenku węgla i dwukrotnie mniej tlenków azotu.
Reklama

Piece mniej żerne

Reklama
Wiele się zmieniło w kwestii dbania o jakość wód. Objętość nieoczyszczonych ścieków przemysłowych i komunalnych między 2000 a 2011 r. zmniejszyła się prawie dwukrotnie, z 301 mln do 174 mln m sześc. W tym samym okresie powstało sto oczyszczalni obsługujących miasta i aż tysiąc poza nimi. Przez jedenaście lat czterokrotnie, z 16,2 tys. do 63,3 tys. km, zwiększyła się długość sieci kanalizacyjnej. W 2000 r. przyłączonych do niej było 259,4 tys. budynków, 11 lat później – już 1015,5 tys. Pomimo to w kwestii jakości wód zostało jeszcze trochę do zrobienia. – Problemem są wciąż zanieczyszczenia wód pochodzenia rolniczego, jak np. resztki nawozów czy zwierzęcych odchodów – mówi prof. Mizgajski.
Nie do poznania zmienił się przemysł. Najcięższe branże przeszły gruntowną modernizację, dzięki której stały się bardziej energooszczędne. Cementownie lepiej gospodarują energią wytwarzaną podczas produkcji klinkieru. Odzyskane ciepło używane jest m.in. do osuszania spalanych przez nie odpadów komunalnych. Podobne zmiany zaszły także w hutnictwie, które pożegnało się z wielkimi, energożernymi piecami. Jak wskazuje były minister środowiska prof. Andrzej Kraszewski, to jeden z największych sukcesów Polski ostatnich lat.
Modernizacja odbyła się bowiem przy nieustannym wzroście PKB, a więc bez kosztów obciążających gospodarkę – przypomina profesor.
Znaczące zmiany na lepsze nastąpiły także w uważanej za jedną z najbrudniejszych branż, czyli w górnictwie. – Górnictwo dzisiaj walczy z hałasem, zapyleniem i brudną wodą. Przekształcone tereny górnicze zostały zrekultywowane na poziomie europejskim – mówi prof. Kasztelewicz i przypomina udane projekty rekultywacyjne, m.in. górę Kamieńsk w woj. łódzkim, gdzie na miejscu hałdy górniczej wybudowano ośrodek rekreacyjny z wyciągami narciarskimi, torem saneczkowym, torami dla quadów i gokartów. Niektóre odkrywki zamieniane są w jeziora, np. teren po odkrywce Niesłusz pod Koninem.

Kłopoty z PR

Pomimo osiągnięć Polska nie jest jednak postrzegana na świecie jako kraj zielonej awangardy. – Nawet więcej, przykleja się nam etykietkę hamulcowego całego procesu, przede wszystkim z tego powodu, że Polska nie zgodziła się, m.in. za moją sprawą jako ministra, na mapę drogową do niskoemisyjnej gospodarki – mówi prof. Kraszewski. Chodzi o sprzeciw Polski wobec przyjęcia zobowiązań wykraczających ponad przyjęty już unijny cel 20-proc. obniżki emisji do 2020 r.
Bruksela chciałaby bowiem podwyższyć poprzeczkę i zobowiązać państwa członkowskie do większej redukcji do końca dekady. Komisja w ramach mapy drogowej chciałaby też nałożyć na państwa członkowskie deklarację o dalszych redukcjach z horyzontem czasowym aż do 2050 r. – Polska prezydencja szczytu klimatycznego słusznie zwraca uwagę, że zielone zmiany powinny być umotywowane w kategoriach gospodarczych – mówi prof. Kraszewski.

Niemieckie kłamstwo

To niezmienne stanowisko Polski podczas wszystkich spotkań unijnych – środowisko tak, ale nie kosztem załamania gospodarki.
Krytykuje się nas, że inwestujemy w energetykę opartą na węglu brunatnym. Tymczasem w takich niby – zielonych Niemczech udział takiej energetyki w ogólnym miksie jest nie tylko większy (Niemcy spalają 180 mln ton węgla, a my 60 mln), ale nawet stawia się nowe bloki oparte na węglu brunatnym – podkreśla prof. Kasztelewicz.
Niemcy spalają więcej węgla niż my. I jeszcze budują węglowe bloki