Dotychczas politycy próbowali walczyć z kryzysem, koncentrując się na zmniejszaniu długu publicznego. Tymczasem rozmiary zadłużenia prywatnego są dużo bardziej niepokojące. W przypadku Cypru czy Irlandii takie długi są trzykrotnie większe niż PKB tych krajów. Dla porównania dług publiczny Nikozji to "jedynie" 87 proc. PKB, zobowiązania Dublina zaś sięgają 117 proc. PKB. By ocenić stopień niebezpieczeństwa rosnącego zadłużenia sektora prywatnego w strefie euro, Europejski Bank Centralny (EBC) zapowiada masową rewizję aktywów bankowych. Instytucje finansowe mają m.in. wykazać, że zgromadziły wystarczająco gotówki na wypadek, gdyby część długów nie została spłacona.
A takie ryzyko jest wysokie - ostrzegał wcześniej MFW. Aż jedna trzecia kredytów udzielonych włoskim firmom dotyczy przedsiębiorstw mających trudności z płynnością finansową. Jeszcze gorzej jest w Hiszpanii. Odsetek złych długów wynosi tam 40 proc. Prawdziwa bomba zegarowa tyka jednak w Portugalii, gdzie aż połowa zadłużenia obciąża firmy balansujące na skraju przetrwania. Nawet jeżeli banki zdołają utrzymać płynność finansową, zbyt wysokie długi prywatne hamują tempo odradzania gospodarek. Dzieje się tak dlatego, że zadłużone firmy i obywatele ograniczają wydatki na konsumpcję i negatywnie wpływają na pobudzenie.
To właśnie problemy z długami sektora prywatnego mają odpowiadać za recesję w Holandii, jedyny kraj poza południem UE, który do tej pory nie wrócił na ścieżkę wzrostu. Wartość długów prywatnych wynosi tu 222 proc. PKB. Problemy, z jakimi borykają się Holendrzy, wynikają również z gwałtownego spadku cen nieruchomości. Od początku kryzysu domy w Holandii staniały o 15 proc. - szacuje Rabobank. To z kolei spowodowało, że aż jedna czwarta kredytów hipotecznych okazała się wyższa niż zysk ze sprzedaży nieruchomości.