Z ustaleń prokuratury wynika, że prezes Marcin P. i jego żona Katarzyna zarobili w Amber Gold łącznie blisko 27 mln zł. Pierwsze miliony trafiły na ich konta już po kilkunastu miesiącach działalności parabanku.

Reklama

Oboje pobierali stosunkowo niewielkie pensje, ale w 2010 roku na umowy zlecenie i o dzieło Marcin P. otrzymał 4,2 mln zł, a jego żona 3,3 mln zł. Rok później oboje wzięli po 9,7 mln zł. i tym samym stali się jednymi z najlepiej opłacanych prezesów w Polsce, bijąc na głowę nawet dochody szefów spółek notowanych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych (średnia prezesów spółek z WIG 20 to 1,75 mln zł rocznie).

Jeszcze dwa lata wcześniej mieszkali w chatce na przedmieściach Gdańska z matką i dziadkiem Katarzyny P.

Na pytanie, czy ich praca była tyle warta i czy nie powinni zwrócić choćby części wynagrodzeń, próbuje teraz odpowiedzieć syndyk Amber Gold. Nie wiadomo także, co się stało z majątkiem P. Jak na razie prokuratura na poczet kar i grzywien zajęła należący do P. dworek nieopodal Gdańska i mieszkanie w Pruszczu Gdańskim – o łącznej wartości 1,7 mln zł. Katarzyna P. ma z kolei apartament przy marinie w Gdańsku wart ok. 1 mln zł i zdążyła podarować matce sąsiedni lokal wart 600 tys. zł.

Reklama

P. nie żyli skromnie, ale część swoich wydatków pokrywali ze środków swoich firm. Korzystali z należących doAmber Gold apartamentów oraz samochodów, a także z pieniędzy spółek tej grupy.

Syndyk i prokuratorzy poszukujący majątku Amber Gold analizują dziesiątki tysięcy dokumentów zabezpieczonych przez ABW w spółce. Na razie ustalili, że w firmie nie istniała księgowość. - Pierwsza księgowa została zatrudniona w Amber Gold w grudniu 2011 roku, ale wykonywała zadania dla spółek z grupy OLT. Kolejną przyjęto w lipcu 2012 r., ale było to tuż przed upadkiem - dowiedziała się gazeta.pl.

- Wszystko wskazuje na to, że monopol na informację miał Marcin P. Swoich pracownikom zlecał tylko zadania do wykonania - mówi portalowi pracownik biura syndyka.

Reklama

Część wierzycieli nie wierzy jednak, że najbliżsi współpracownicy Marcina P. nie znali prawdziwej kondycji Amber Gold. Do łódzkiej prokuratury trafiła już "znacząca liczba" zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nie tylko przez małżonków P. ale i przez menadżerów parabanku.

Amber Gold upadł zostawiając ok. 700 mln zł długów i ok. 140 mln zł majątku. Oszukanych zostało ponad 10 tys. osób. Wedle śledczych, około pół miliarda złotych zebranych z lokat nie poszło na inwestycje, lecz inne transakcje - głównie na działalność linii lotniczych OLT Express, które też zbankrutowały.