Jerzy Buzek, były premier i były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, przyznał, że w polskim systemie ciepłowniczym nie ma mowy o takiej konkurencyjności, jaka dziś panuje już na rynku energii. Podkreślił, że 19 tysięcy kilometrów połączeń ciepłowniczych, którymi dysponuje Polska, to dość dużo, choć mniej niż Dania czy Słowenia, ale więcej niż zimne kraje skandynawskie. Jednak to właśnie Szwecja czy Finlandia, choć z krótszymi liniami ciepłowniczymi, mają systemy umożliwiające konkurencyjność.

Reklama

Uczestnicy debaty wskazywali, że szansa na konkurencyjność leży w kogeneracji, czyli jednoczesnym wytwarzaniu energii cieplnej i energii elektrycznej w elektrociepłowni. Ważne jest, że w Polsce około 62 procent energii cieplnej produkujemy w systemie kogeneracji, to można uznać za niezły wynik, przy czym trzeba pamiętać, że 75 procent to jest węgiel kamienny - podkreślał Buzek. Mówiąc o specyficznym polskim systemie ciepłowniczym, wspomniał również, że spośród krajów Europy to Polska pobiera najwięcej ciepła z ciepłowni.

Ciepło a klimat

Ciepłownictwo należy rozpatrywać również w kontekście polityki klimatycznej. Jerzy Buzek zwrócił uwagę, że to właśnie ciepłownictwo jest odpowiedzialne za połowę wymagań wobec Polski dotyczących redukcji emisji dwutlenku węgla do atmosfery do roku 2020. Ciepłownictwo ma także pierwsze miejsce, przed transportem, jeśli chodzi o możliwość zaoszczędzenia energii - dodał Buzek, wyliczając problemy związane z ciepłownictwem. Ich rozwiązanie - jak stwierdził - jest istotne z punktu widzenia zamykania procesu tworzenia unijnego rynku energii w 2014 roku.

Reklama

We wspólnym rynku energetycznym jest wielki udział ciepłownictwa. On polega na tym, że tam, gdzie będziemy przy produkcji energii elektrycznej stosowali kogenerację, możemy uzyskać konkurencyjność na rynku europejskim, jeśli chodzi o produkcję energii elektrycznej. W tym sensie ciepłownictwo bierze udział w wielkim rynku energii, który teoretycznie jest nie dla niego - zwrócił uwagę Buzek. I dodał, że należy postawić na kogenerację, jeśli chcemy w ogóle na tym rynku konkurować.

Janusz Steinhoff, przewodniczący Krajowej Izby Gospodarczej i były minister gospodarki, wskazał na inny aspekt konsekwencji wprowadzenia pakietu klimatyczno-energetycznego. Wskazał, że jeśli opłaty za emisję CO2 będą obniżone do wielkości, które prognozuje Unia Europejska, czyli 39 euro za tonę, to zdecydowanie osłabi to konkurencyjność całego sektora ciepłownictwa względem alternatywnych źródeł energii. Steinhoff zwrócił w związku z tym uwagę na sytuację, w jakiej znajdą się małe domowe kotłownie opalane węglem, które staną się dużo bardziej konkurencyjne niż ciepłownictwo zawodowe, ponieważ nie będą odprowadzać opłat za emisję CO2. Zasugerował, że być może jakimś rozwiązaniem byłoby wprowadzenie jakiego podatku od wykorzystania węgla na cele ciepłownicze.

Konkurencyjność inaczej widziana

Reklama

Janusz Steinhoff zwrócił jednak uwagę, że konkurencja na rynku ciepłowniczym istnieje, jednak w innym wymiarze, niż ten, o którym mówił Jerzy Buzek. Część małych obiektów mieszkalnych jest zasilanych w ciepło z lokalnych kotłowni. Bardzo często cena ciepła uzyskiwana w kotłowniach gazowych jest konkurencyjna. Sam mieszkam na takim osiedlu - mówił. Podkreślił, że jeśli w ciepłownictwie przesadzi się z cenami, to nikt nie kupi tego ciepła.

Jego zdaniem brak konkurencyjności i niewystarczająca efektywność sieci ciepłowniczej to m.in. wina odwrócenia priorytetów i kolejności działań. Gdybyśmy pięć lat przed wdrożeniem pakietu klimatyczno-energetycznego, wdrożyli trzeci pakiet energetyczny, uzyskalibyśmy efekt synergii, który pozwoliłby nam sfinansować koszty pakietu klimatyczno-energetycznego. Zrobiono odwrotnie, a szkoda - mówił Steinhoff.

O tym, że wciąż jest co w ciepłownictwie poprawiać, mówił Edward Słoma, zastępca dyrektora departamentu energetyki w Ministerstwie Gospodarki. Wskazał on, że bilans wyliczony przez ekspertów mówi, że w budownictwie jest szansa na zmniejszenie zużycia ciepła o około 40 procent. Podobnego zdania jest Adam Dobrowolski, dyrektor warszawskiego oddziału Urzędu Regulacji Energetyki. On jednak, poza zwiększeniem efektywności, jako priorytet wskazał pozyskiwanie nowych odbiorców. Gdybyśmy nie pozyskiwali odbiorców, te ceny byłyby wyższe - mówił. Wskazywał, że chodzi o przekonywanie odbiorców małych, indywidualnych, do ciepła systemowego, a nie np. budowania kotłowni gazowych.

Będzie drożej?

O tym, że nie da się utrzymać sytuacji, w której ceny ciepła dla indywidualnego odbiorcy w Polsce są dwa razy niższe niż w Niemczech czy w Danii, mówił Piotr Łuba, partner zarządzający w doradztwie biznesowym PwC. Powodem jest brak efektywności finansowej przesyłu ciepła, które wciąż przynosi zbyt małe zyski. Łuba zwracał uwagę, że inwestorzy muszą zacząć budować bardziej efektywne źródła ciepła, nawet kosztem istniejących źródeł ciepła.

Pesymizmu nie podziela Adam Dobrowolski. Podkreślał on, że poziom cen ciepła w zamożniejszej i zimniejszej Szwecji nieznacznie tylko różni się od cen w Polsce. W związku z tym niekoniecznie musi być tak, że te ceny w Polsce będą gwałtownie rosły. Jest jeszcze dużo obszar kogeneracji do zagospodarowania, tu wiele robi Ministerstwo Gospodarki - wyliczał, dodając, że wciąż istnieje duży potencjał, by obniżyć koszty.

Wytwórca i operator - rozdzielenie?

Uczestnicy debaty zwracali uwagę, że w zasięgu jest konkurencyjność w sferze produkcji ciepła, znacznie trudniej zaś byłoby rozwiązać tę kwestię jeśli chodzi o przesył. Za twardym rozdzieleniem tych dwóch kwestii - wytwarzania i dystrybucji - opowiedział się Janusz Steinhoff. Jednak już Piotr Górnik, dyrektor ds. produkcji, dystrybucji Fortum Power and Heat Polska sp. z o.o., nie wypowiadał tak kategorycznych sądów. System ciepłowniczy stanowi pewną całość i odpowiedzialność za jego funkcjonowanie powinna spoczywać w jednych rękach - mówił. Podkreślił, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy oddzielenie operatora systemu od wytwórcy będzie mieć pozytywny wpływ na rynek i ceny. Poza tym, jak dodał, on sam nie widzi możliwości całkowitego rozdzielenia tych kwestii.

Konkurencyjność powinniśmy pozostawić w przestrzeni wytwarzania ciepła, łączenia się do tej sieci, natomiast dbać o to, by sieci były zarządzanie w ten sposób, że ich interesem jest inwestować w jakość - mówił z kolei Piotr Łuba.

I tu pojawia się problem. Adam Dobrowolski przyznał, że nie ma żadnej pewności, że zysk przedsiębiorstwa zostanie przeznaczony na inwestycje - często jest bowiem tak, że pieniądze te są wypłacane w formie dywidend. Dlatego też rozdzielenie operatora i wytwórcy niekorzystnie odbije się na tym pierwszym. Nawet jeżeli mamy dwa przedsiębiorstwa - wytwórcze i przesyłowe - które mają wzrost kapitału na tym samym poziomie, wskaźniki będą zupełnie różne - mówił.

Ciepło w samorządach

Debatujący wskazywali na dużą, choć nie do końca wypełnianą i kontrolowaną rolę samorządów w kształtowaniu rynku ciepłowniczego w Polsce. Edyta Ropuszańska-Surma, adiunkt w zakładzie ekonomii Politechniki Wrocławskiej, zwróciła uwagę, że gminy mogą w tej sferze zrobić wiele, ale to, co robią, jest poza kontrolą. Gminy nie ponoszą bowiem konsekwencji, jeśli nie dotrzymują zapisów ustawy Prawo energetyczne odnośnie planowania zagospodarowania terenu, planowania energetycznego. I to zamyka inwestorom drogę do kompleksowego spojrzenia na inwestycję i jej planowania - podkreśliła.

Polemizował z nią Adam Dobrowolski, który podkreślił, że niektóre z gmin w tworzonych przez siebie planach zagospodarowania przewidują obowiązek połączania się do sieci ciepłowniczej. Ale Piotr Górnik odparł, że nie tego oczekują przedsiębiorstwa dostarczające ciepło. My nie oczekujemy, że samorząd stworzy warunki, w których wszyscy odbiorcy będą zmuszeni do podłączenia się do nas. To musi być decyzja odbiorcy. Istotne są zasady kształtowania tego rynku, czyli prawodawstwo - zwracał uwagę.

Zmienić mentalność

Mówiąc o konkurencji na rynku ciepłowniczym najczęściej wspominane były wspólnoty mieszkaniowe czy odbiorcy indywidualni, którzy zrezygnowali z ciepła sieciowego na rzecz alternatywnych źródeł, jak piece gazowe czy pompy ciepła. Wciąż jednak przewijał się wątek pieców, w których pali się byle czym. Piotr Łuba zwrócił uwagę, że często są to opony, śmieci czy bardzo złej jakości węgiel. Przy ich spalaniu wyrzucanych jest do atmosfery wiele zanieczyszczeń, za które nikt nie zapłaci - ich wytwórca jest bowiem zbyt mały, by być objętym pakietem klimatyczno-energetycznym.

Janusz Steinhoff wskazał tu, że wyjaśnienie tego zagadnienia powinno należeć do Urzędu Regulacji Energetyki. Piotr Górnik z kolei zwracał uwagę na konieczność podjęcia próby zmiany mentalności społecznej. Jeżeli nie budujemy świadomości, że palenie opon czy śmieci powoduje dalsze pogorszenie stanu środowiska, co w końcu odbija się na zdrowiu, to nie zmieniamy mentalności społecznej - mówił, podkreślając, że taka zmiana jest konieczna i wymagana.