Tuż przed rozpoczęciem szczytu UE – Chiny w Brukseli prezes CCB (China Construction Bank) – drugiego co do wielkości banku kraju – Wang Hongzhang zapowiedział w wywiadzie dla „Financial Timesa”, że przeznaczy 15 mld dol. na zakup jednej z czołowych europejskich instytucji finansowych. Ta transakcja byłaby o 1/3 większa niż wszystkie inwestycje bezpośrednie Chińczyków w Europie w ubiegłym roku.
Bruksela przychylnie podchodzi do tych planów, bo to sposób na zdopingowanie wzrostu i ograniczenie bezrobocia. Przykładem jest Volvo przejęte dwa lata temu za 1,3 mld dol. przez grupę Geely od Forda. Dzięki Chińczykom szwedzka firma znów zaczęła przynosić zyski, a jej sprzedaż w 2011 r. – mimo kryzysu – wzrosła o 21 proc. Dlatego szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso zaproponuje jutro premierowi Wenowi Jiabao rozpoczęcie negocjacji nad umową o wzajemnej ochronie inwestycji.
Chiny korzystają z niskich cen giełdowych wielu europejskich spółek, aby przejąć globalne marki i zyskać dostęp do ich technologii. To warunek dalszego rozwoju kraju, w którym koszty robocizny znacząco wzrosły – wskazuje Victor Wang, ekspert Macquarie Securities.
Przykładem takiej strategii jest przejęcie w ubiegłym roku przez Lenovo niemieckiego producenta sprzętu komputerowego i drukarek Medion. Dzięki temu chiński koncern stał się trzecim co do wielkości graczem na niemieckim rynku komputerów. Inny to wykupienie w tym samym czasie za 3,2 mld euro 30 proc. udziałów w oddziale eksploracji złóż francuskiego koncernu GDF Suez przez China Investment Corp.
Reklama
Zdaniem instytutu Rhodium do 2020 r. łączna wartość chińskich inwestycji w Europie mogłaby osiągnąć 500 mld euro. To duża korzyść gospodarcza, ale analitycy ostrzegają zarazem przed ryzykiem przekazania władzom w Pekinie rozwiązań technologicznych mogących mieć znaczenie wojskowe.
Reklama
Prezes CCB nie wymienił z nazwy banku, którym mógłby być zainteresowany. Wskazał jedynie, że chodzi mu o instytucję o zasięgu międzynarodowym, której centrala mogłaby się mieścić we Francji, w Niemczech lub Wielkiej Brytanii. Według Wanga Hongzhanga CCB chce albo stać się jedynym właścicielem średniej wielkości banku, albo strategicznym inwestorem (30 – 40 proc.) którejś z czołowych instytucji finansowych w Unii.
To kryterium spełniają np. banki, które w szczycie kryzysu zostały częściowo przejęte przez państwo. Przykładem jest Royal Bank of Scotland (RBS), który należy w 82 proc. do brytyjskiego rządu, a jego kapitalizacja spadła do 17 mln funtów. Jeszcze tańsza (9 mld euro kapitalizacji) jest jedna z najważniejszych instytucji finansowych Niemiec – Commerzbank, która w 25 proc. jest własnością państwa.
Chińscy inwestorzy długo czekali z wejściem na dużą skalę do Europy, bo nie byli pewni, jaki los czeka unię walutową. Sparzyli się na przejęciu tuż przed kryzysem mniejszościowych udziałów m.in. w bankach Fortis i Barclays, których wartość potem gwałtownie spadła.