Wysoka inflacja niekorzystnie wpływa na inwestycje, a tym samym na wzrost gospodarczy - powiedział PAP prof. Leszek Balcerowicz. GUS podał w środę, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w maju wzrosły o 5 proc. w stosunku do maja 2010 r., a w porównaniu z kwietniem 2011 r. wzrosły o 0,6 proc.

Reklama

"Jest szereg badań, które pokazują, że inflacja, która rośnie, nawet jeżeli jest na poziomie kilku, np. 5 proc., gdyby się utrzymywała, jest bardzo niedobra dla inwestycji, a przez to dla rozwoju gospodarki (...). Dmuchanie na zimne, zachowanie dużej ostrożności, to cnota, której należy oczekiwać od członków Rady Polityki Pieniężnej" - powiedział PAP były prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Leszek Balcerowicz.

Podkreślił, że jedynym zasadniczym instrumentem ograniczania inflacji, gdy okazuje się ona zbyt wysoka, jest podwyżka stóp procentowych. "To elementarz. W warunkach, gdy realizuje się strategię celu inflacyjnego (2,5 proc. z odchyleniem +/- 1 pkt proc.) nie mamy innych, równie skutecznych instrumentów. Co nie znaczy, że da się w każdym miesiącu utrzymać inflację w celu" - powiedział.

Zaznaczył, że opinia publiczna powinna wiedzieć, czym kierują się członkowie RPP, podejmując decyzje o stopach procentowych. "RPP jest niezależna, ale decyzje poszczególnych jej członków powinny podlegać analizie ze strony opinii publicznej, zwłaszcza ludzi, którzy uchodzą za ekspertów gospodarczych. Należy pytać przede wszystkim osoby, które głosowały przeciw podwyżce stóp procentowych" - powiedział.

Reklama

Balcerowicz zaznaczył, że pytania o motywy głosowania są szczególnie ważne w przypadku, gdy okazuje się, że inflacja jest wyraźnie wyższa niż wcześniejsze prognozy i grubo wyższa od celu inflacyjnego. "Takiego społecznego rozliczenia nie da się zastąpić spotkaniami prezydenta z prezesem NBP (inflacja była tematem rozmowy prezydenta Bronisława Komorowskiego z prezesem NBP Markiem Belką, do której doszło na początku maja. W środę z Markiem Belką spotkał się premier Donald Tusk - PAP)" - uważa profesor.

Dodał, że tego typu "nagłaśniane spotkania", które mają "dać wyraz zatroskania prezydenta, czy premiera wysokością inflacji", są złym obyczajem. Nie wiadomo też, jaki ma być z nich pożytek. "Gdy byłem prezesem NBP nie było takiej praktyki i nie przypominam sobie, aby w innych krajach organizowano takie spotkania (...) Myślę, że w tym przypadku prezydent ma złych doradców" - ocenił Balcerowicz.

Profesor powiedział, że warto przyjrzeć się wszystkim prognozom inflacji i zastanowić, dlaczego w ostatnich miesiącach nie były one czynnikiem wczesnego ostrzegania. "W polityce monetarnej warto też pewnie mocniej przyjrzeć się czynnikom ryzyka proinflacyjnego, żeby potem nie być tak zaskakiwanym (...), brać pod uwagę czynniki, które mogą sprawiać nieprzyjemne niespodzianki inflacyjne" - dodał.

Podkreślił, że mimo iż od podniesienia stóp procentowych do ich efektu antyinflacyjnego mija sporo czasu, to - w jego opinii - nie jest to argument za opóźnianiem podwyżek. W tym roku RPP cztery razy podnosiła stopy procentowe, za każdym razem o 25 punktów bazowych: w styczniu, kwietniu, maju oraz czerwcu. W efekcie główna stopa procentowa wynosi 4,50 proc. w skali rocznej.