Roszczenia spółki uzasadniają m.in. spadkiem sprzedaży w drugim kwartale b.r. roku, który spowodowany jest ograniczeniem zużycia energii przez borykające się ze spowolnieniem gospodarczym firmy. Argumentem za wzrostem cen mają być też rosnące nakłady na inwestycje, które branża musi ponieść w ciągu najbliższych lat.

Reklama

– Na razie sprawdzamy zasadność tych wniosków – mówi Tomasz Kowalak szef departamentu taryf URE. – Decyzja zapadnie w ciągu najbliższych miesięcy. Urząd jest ostrożny, jeśli chodzi o podnoszenie cen. W czerwcu br. odmówił domagającym się podwyżek Enionowi oraz RWE Stoen. A pod koniec ubiegłego roku prezes URE Maciej Swora zgodził się podnieść ceny energii dla gospodarstw domowych tylko o 9 proc., choć firmy naciskały, by to było 20 proc.

– W tym roku podwyżek raczej nie będzie, ale od stycznia zmiana taryf jest pewna – uważa dr Piotr Zajdel, ekspert do spraw energetyki w Instytucie Sobieskiego.

Powodem mogą być zapowiedziane już przez koncerny węglowe podwyżki cen węgla średnio o 15 proc. Taką korektę rozpatrują już m.in. kopalnia Bogdanka, Kompania Węglowa, a także Katowicki Holding Węglowy. Odbiorcy węgla nie mogą liczyć na tańszy węgiel z importu, bo na świecie surowiec drożeje: w kwietniu tona węgla kosztowała 7 dolarów, w maju – 89, a sierpniu – już 92 dolary.

Reklama

Niewykluczone są również podwyżki cen gazu. Wczoraj prezes Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział, że w przyszłym roku surowiec może zdrożeć nawet o 100 proc., co sprawi, że PGNiG będzie płaciło za 1000 metrów sześciennych ok. 600 – 800 dolarów (dziś ok. 330 – 350 dol.). Do tego dochodzą od dawna zapowiadane i niezbędne inwestycje sektora. Zgodnie z rządowym programem rozwoju energetyki do 2020 roku polskie spółki będą musiały wyłożyć na budowę nowych elektrowni, bloków energetycznych, a także linii przesyłowych ok. 200 mld zł.

Już w tym roku spółki produkujące i przesyłające prąd oraz gaz chcą wydać na rozwój i unowocześnienie co najmniej 20 mld zł. Co gorsza, jeśli inwestycje nie będą realizowane zgodnie z planem, to już w 2012 roku, polskiej gospodarce zacznie brakować prądu. Zapotrzebowanie na energię rośnie w tempie 3 – 5 proc. i według resortu gospodarki ma do 2030 roku skoczyć z poziomu ok. 151 do ok. 217 kilowatogodzin.