Polska jest jednym z kilku kluczowych krajów na światowej mapie producentów wódki. Wytwarzamy ją głównie z ziemniaków i zboża. W UE mogą się z nami równać jedynie Litwini i Skandynawowie. Nasze gorzelnie produkują co roku 250 mln litrów wódki. Roczne wpływy z wódczanej akcyzy do budżetu państwa przekraczają 4,5 mld złotych. Teraz nasza potęga może się załamać.

Reklama

Od wczoraj Parlament Europejski debatuje, czym jest wódka. Polska optuje za tzw. wąską definicją. Chcemy, żeby wódką nazywano klasyczny trunek produkowany z ziemniaków i zboża, ewentualnie z buraków cukrowych. Możemy liczyć na poparcie krajów nadbałtyckich oraz Skandynawów. "Ta definicja jest dla nas korzystna, niestety Rada Europy nie chce się na nią zgodzić" - mówi Dariusz Rosati, eurodeputowany grupy socjalistycznej.

To oznacza, że w głosowaniu może zwyciężyć opcja szerokiej definicji tego alkoholu. Opowiadają się za nią m.in. Niemcy, Francuzi i Hiszpanie. Jeśli wygra forsowany przez nich projekt, wódką będzie można nazywać trunki wytwarzane z winogron a nawet z bananów. Nową wódkę będzie można wtedy produkować w całej Europie. Jej cena drastycznie spadnie, co zmniejszy nasze wpływy do budżetu i zyski z eksportu.

Niemieccy eurodeputowani zaproponowali, żeby klasycznie produkowana wódka nie miała żadnych dodatkowych opisów na etykiecie. Nowy trunek miałby natomiast otrzymać mały opis wyjaśniający, z czego powstał alkohol, znajdowałby się on na tylnej nalepce na butelce. "To bardzo skrajna propozycja" - tłumaczy Bogusław Sonik, europoseł z grupy chadeckiej. "Jeśli już taki trunek ma być wódką, napis, z czego zrobiony jest alkohol, musi pojawić się na froncie, i to wielkimi literami" - dodaje.

Reklama

Głosowanie na temat definicji odbędzie się już dziś. Wczoraj wieczorem, już po zamknięciu tego wydania DZIENNIKA, parlamentarzyści dopracowywali swoje stanowiska. Wszyscy polscy eurodeputowani, z którymi rozmawialiśmy, zapewniali, że o korzystne dla nas rozporządzenie będą walczyć do końca. Przyznawali jednak, że szansa na przeforsowanie klasycznego rozwiązania jest niewielka. Socjaliści i chadecy z innych krajów Unii są podzieleni w kwestii definicji. "Im jest wszystko jedno" - mówi Sonik.

W prawicowej frakcji Niepodległość-Demokracja nie obowiązuje dyscyplina podczas głosowania. Urszula Krupa, eurodeputowana LPR, dodaje: "Skoro Francuzi mają dokładnie określoną definicję, co jest koniakiem, to my powinniśmy mieć jasną i precyzyjną definicję wódki. Skończy się pewnie jak zwykle. Porażką".

Dariusz Rosati nie zamierza ginąć za definicję wódki: "Jeśli będziemy upierać się do samego końca przy naszej definicji, to może okazać się, że nie będziemy mieli jej wcale. Na razie głosujemy za klasyczną sentencją, potem zobaczymy, co dalej".

Wiadomo, że za polską opcją stanie cała frakcja liberałów. Bronisławowi Geremkowi, Januszowi Onyszkiewiczowi czy Pawłowi Piskorskiemu udało się przekonać swoich kolegów do tego, by zachować tradycję wódki. "Odwoływaliśmy się do regionalizmów, do poszanowania lokalności. Tłumaczyliśmy, że fetę można produkować w Grecji, koniak we Francji, a nie np. na Lubelszczyźnie. Podobnie rzecz się ma z wódką. Nam się udało. Ale rząd zepsuł sprawę, która była do wygrania. Nie było żadnego lobbingu" - podsumował Piskorski.