"Podniesienie płacy minimalnej do 1000 zł w przyszłym roku to tylko propozycja. Będzie ona negocjowana" - mówi Halina Olendzka, wiceminister pracy i polityki społecznej.

Gdyby stało się to faktem, najniższe wynagrodzenie za pracę na pełnym etacie nie mogłoby być niższe niż tysiąc złotych. Podana kwota jest jednak brutto, czyli po odjęciu podatku i obowiązkowych składek w ręku zostanie nam niecałe 717 zł (dziś to ok. 675 zł netto).

Do podniesienia płacy minimalnej droga jednak daleka. Bo teraz propozycję rządową musi zaakceptować Komisja Trójstronna, w której zasiadają przedstawiciele rządu, związków zawodowych i organizacji zrzeszających pracodawców. A już wiadomo, że proponowane podwyżki nie wszystkim się spodobały.

"To za mało. Spodziewaliśmy się zupełnie innej propozycji. Zupełnie nie wiem, w jaki cudowny sposób w takim razie ta płaca w ciągu następnych dwóch lata miałaby zwiększyć się do 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia (wynosi ono ok. 2480 zł brutto)" - oponuje Zbigniew Kruszyński, zasiadający w komisji z ramienia NSZZ "Solidarność".

Na więcej niż 1000 zł nie zgadza się jednak resort pracy. "Każde zwiększenie płacy minimalnej powoduje skutki dla budżetu i musimy podchodzić do tego rozważnie" - tłumaczy wiceminister Olendzka.

Czy uda się podnieść najniższą płacę? Zobaczymy. Jedno jest pewne - co najmniej do końca tego roku zarabiającym najmniej w portfelach nie przybędzie ani grosz.









Reklama