Każdy właściciel działki pracowniczej będzie mógł wykupić ją za kwotę nie większą niż 500-1000 zł. Nie wiadomo, czy będzie to jakiś procent od rzeczywistej ceny ziemi, czy ustalona urzędowo stawka, bo prace nad szczegółami trwają. W momencie wykupu ziemia zostanie zakwalifikowana jako rolna i przekazana działkowiczowi na własność. Oznacza to, że nikt nie będzie miał prawa jej odebrać. Jeśli ktoś ogródka nie wykupi, przejmie go gmina.

Działkowicze będą mogli swe ziemie sprzedać po wykupieniu, bo są pełnoprawnymi właścicielami. Kiedy jednak pojawi się inwestor chcący kupić wszystkie działki na danym terenie, by je mu sprzedać, ich właściciele będą musieli wcześniej założyć stowarzyszenie i ustanowić jedną wspólną stronę stającą do sprzedaży.

Inwestor w momencie kupna będzie przekształcał ten teren w budowlany. A takie ziemie są o wiele droższe od rolnych. Dlatego, by nie opłacała się spekulacja cenami, różnicę między rynkową ceną działki rolnej a budowlanej na danym terenie zapłacić będzie musiał gminie. Wyda więc tyle, jakby kupował działkę budowlaną, tyle że płacić za nią będzie w dwóch ratach - jedną działkowiczom (cenę rynkową działki rolnej), drugą urzędowi (różnicę między ceną działki rolnej a ceną budowlanej).

To niezła okazja do zarobku, zwłaszcza dla właścicieli działek w atrakcyjnych miejscach dużych miast. Jeden z głównych twórców nowej ustawy, Tomasz Markowski z PiS, przyznał w rozmowie z dziennikiem.pl, że tworzący przepisy posłowie z jego partii nie zamierzają nikomu zabraniać sprzedaży własnego kawałka ziemi. To, co działkowicze zarobią, zostawiają dla siebie, muszą jedynie rozliczyć się z fiskusem, jak każdy normalny obywatel.

To najbardziej szczegółowe ustalenia, jakie dotychczas wpisano do projektu ustawy o ogrodach pracowniczych. Do jej dopracowania zostanie teraz powołana specjalna komisja, która zajmie się wyłącznie tą sprawą. M.in. ma doprecyzować kwestie związków zrzeszających działkowiczów. Na razie nie wiadomo, kto w niej zasiądzie. Wielu posłów chce, by były one zlikwidowane, a na ich miejsce powołano zwykłe stowarzyszenia. Ale część jest temu przeciwna. Nikt więc jak na razie nie umie powiedzieć, jaki będzie ich los.







Reklama