Niemcy oddaliby Chryslera i za darmo, by pozbyć się jego gigantycznych długów. Chrysler bowiem ma 17 mld dolarów zobowiązań. Głównie w stosunku do załogi, której musi wypłacać odszkodowania za zwolnienia. A zwalniać musi, bo Chrysler to marka, która w zastraszającym tempie traci udziały w rynku. Zamyka więc fabryki i ciągle odnotowuje straty. Tylko w ubiegłym roku straty sięgnęły 1,5 mld dolarów.
Nabywcą 80,1 proc. udziałów Chryslera jest amerykańska firma inwestycyjna Cerberus. To, że kupującym nie jest inwestor branżowy - czyli jakaś firma motoryzacyjna, to również nadaje rozgłosu rozwodowi. W sumie Cerberus wyłoży na stół 7,4 mld dolarów. Ale Daimler dostanie z tego w gotówce jedynie 1,35 mld dolarów. Reszta pójdzie na restrukturyzację zakładów Chryslera.
Po sprzedaży niemiecka firma nie będzie już miała dwóch nazwisk (Daimler-Chrysler). Wróci do swojej pierwotnej marki - Daimler AG.
To miała być najgłośniejsza fuzja w historii, a skończyło się klapą i głośnym rozwodem. Gdy dekadę temu niemiecki producent aut Daimler "żenił się" z amerykańską firmą Chrysler, zapłacił za nią 36 mld dolarów. Teraz oddaje ją za 1,35 mld (26 razy mniej), bo Chrysler to kula u nogi, która przynosi same straty.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama