Sergey Brin, Larry Page i Eric Schmidt wiedzą, jak zarabiać pieniądze. Wiedzą też, jak postępować z fiskusem, by ich zarobki były maksymalnie wysokie. Dzięki prostym zabiegom księgowym oficjalnie zarabiają po jednym dolarze rocznie. Ale wcale nie oznacza to, że głodują.

Wprost przeciwnie. Firma wypłaca im premie i wynagrodzenie dodatkowe, sięgające setek tysięcy dolarów. Prezesi mają prywatną ochronę i korzystają z firmowego odrzutowca. Przede wszystkim jednak posiadają akcje firmy Google, które są warte łącznie 31 miliardów dolarów.

Niektórzy nazywają ich dziećmi szczęścia, inni geniuszami biznesu. Jedno jednak jest pewne. Brin, Page i Schmidt potrafią zarabiać wielkie pieniądze nie tylko dla siebie, ale i dla innych inwestorów posiadających akcje Google'a.



Reklama

Analitycy giełdowi przypominają, że inwestycje w firmę przyniosły ponad pięciokrotny zysk w ciągu niecałych trzech lat. W sierpniu 2004 roku, podczas debiutu giełdowego, za akcję płacono 85 dolarów, a wczoraj po południu - 470.