Sprawa wyszła na jaw w Norwegii, czyli tam, skąd pochodzi koncern. Jesienią zeszłego roku norweska policja zainteresowała się tajemniczymi przelewami, których dokonywał Statoil na konto nikomu nieznanej spółki Horton Investment. Przelewy były bardzo wysokie, bo w sumie na 5 mln dolarów. A dostęp do tych pieniędzy miał tylko syn byłego prezydenta Iranu Hashema Rafsanjaniego. Norweska prokuratura udowodniła Statoilowi korupcję i nałożyła na firmę 3 miliony dolarów grzywny. Zarząd zgodził się zapłacić te pieniądze dla świętego spokoju, ale do winy się nie przyznał.

Sprawą jednak zainteresowały się Stany Zjednoczone, które są szczególnie uczulone na punkcie Iranu (już w 1995 roku nałożyły na Iran sankcje gospodarcze i zaliczyły ten kraj, obok Iraku i Korei Północnej do tzw. osi zła). Wszczęto w tej sprawie śledztwo w Departamencie Sprawiedliwości USA i Amerykańskiej Komisji Giełd. USA miały do tego prawo, bo Statoil, choć jest firmą norweską, to jednak jest notowana na nowojorskiej giełdzie. Amerykańskie władze potwierdziły ustalenia Norwegów i nałożyły na Statoil ogromną grzywnę w postaci 21 milionów dolarów. Zastrzegły jednak, że jeśli firma nadal będzie szła w zaparte, to kara może być jeszcze wyższa. Statoil postanowił więc pójść na ugodę i przyznać, że dał w łapę.

"Nigdy nie można być zadowolonym z kwoty ugody, ale oczywiście lepiej na nią pójść niż ryzykować" - powiedział prezes Statoil, Helge Lund dla dziennika "Financial Times".



Reklama