Pacjenci, którzy dotąd kupowali leki w internecie - choćby takie na ból głowy czy zwykłe witaminy - są załamani. Medykamenty w sieci były o kilka złotych tańsze od sprzedawanych bezpośrednio i zamówić można je było przez całą dobę, nawet nie wychodząc z domu. Teraz posłowie odebrali nam taką możliwość, zakazując sprzedaży leków w sieci, nawet tych bez recepty.

Naczelna Izba Aptekarska jest zadowolona ze zmian. Jej przedstawiciele uważają, że sprzedaż leków w sieci jest bardzo niebezpieczna dla chorych. Bo każdy może kupić, co chce i nikt nie doradzi mu, jaki specyfik jest najlepszy. Mało tego, oskarżają apteki internetowe o złe zabezpieczenia, które na przykład umożliwiają przekierowanie na stronę oszusta sprzedającego leki podrobione czy przeterminowane, które zamiast pomóc, mogą poważnie zaszkodzić.

Apteki internetowe, które zarzuty te uważają za bzdurne, nie wiedzą, co mają robić. Ale na razie działalności zawieszać nie zamierzają. "Czekamy, co będzie dalej. Z tego, co wiem, pozostawiono stary zapis zakazu sprzedaży wysyłkowej, a definicji takiej sprzedaży nie ma. Czekamy na decyzję inspektora farmaceutycznego. Jeśli nam zakaże sprzedaży, będziemy odwoływać się do sądu, bo tylko ten może nam jej zakazać" - mówi dziennikowi.pl Sławomir Jurczyk, właściciel jednej z największych aptek internetowych.

Ale sąd kilka dni temu uznał, że sprzedaż leków w internecie jest... legalna. Śląska Izba Aptekarska złożyła pozew przeciw firmie z Mysłowic, którą oskarżyła o bezprawne używanie określenia "apteka" przy sprzedaży leków w internecie. Sąd uznał jednak, że taka sprzedaż jest legalna, bo dopuszcza ją unijne prawo.

Tak naprawdę więc zmiany... niczego nie zmieniły. Apteki działać będą nadal, jedna po drugiej będą składać do sądu wnioski, kiedy inspektor zakaże im działalności. A to spowoduje tylko tyle, że wymiar sprawiedliwości będzie miał więcej niepotrzebnej roboty. Oczywiście za nasze pieniądze, bo utrzymywany jest z podatków nas wszystkich.







Reklama