To dzięki nim Dolina Krzemowa na dobre wydobyła się z kryzysu po wielkim pęknięciu technologicznej bańki na przełomie 2000 i 2001 r. Według Russella Hancocka, dyrektora Silicon Valley Network, organizacji promującej rozwój regionu, poprzedni kryzys wynikał przede wszystkim z przeinwestowania w spółki z jednego segmentu high-tech, internetu.

Tym razem analitycy nie przewidują gwałtownego załamania koniunktury. Wynika to z ewolucji, jaką przeszedł cały sektor technologii po bolesnej lekcji sprzed sześciu lat. Obecnie do Doliny Krzemowej wciąż płynie wielki kapitał (około 27 proc. wszystkich amerykańskich inwestycji), ale jest on rozproszony po różnych dziedzinach technologii. Spółki internetowe wciąż notują spadek zatrudnienia, zwalniają także producenci sprzętu komputerowego i komunikacyjnego, którzy przenoszą się do krajów o niższych kosztach produkcji.

Jednak redukcje etatów w pełni rekompensują małe i średnie firmy produkujące oprogramowanie oraz biotechnologiczne, które szukają pracowników. W rezultacie minione dwa lata przyniosły pierwszy poważny wzrost zatrudnienia w tym największym na świecie zagłębiu zaawansowanej technologii. Według badań firmy Collaborative Economics, tylko w ubiegłym roku w całym regionie przybyło 33 tys. nowych miejsc pracy, o 3 proc. więcej niż rok wcześniej. Między 2005 a 2006 r. liczba ludności w Dolinie Krzemowej wzrosła o 1,3 proc. Pozwoliło to na odwrócenie negatywnego trendu z lat 2000-2005, kiedy gospodarka Doliny skurczyła się o 220 tys. miejsc pracy.



Reklama