Białoruś dąży do bezprawnego przejęcia gazu, przeznaczonego dla Europy - stwierdził rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow. Uprzedził też Mińsk, że nie ma innej możliwości niż podwyższenie ceny gazu. "Gazprom to nie Święty Mikołaj" - podsumował.

Reklama

Białoruski kontrakt z Gazpromem wygasa 31 grudnia i Białorusinom pali się grunt pod nogami. Dlatego zaprosili Rosjan do Mińska. Ale rozmawiać chcą też o opłatach, jakie do ich budżetu Rosjanie przesyłają za tranzyt gazu.

Zaproszenie wystosował dziś wicepremier Białorusi Władimir Siemaszko. Wprawdzie, żeby zachować twarz, powiedział na konferencji prasowej w Mińsku, że to co wyprawia Gazprom i Kreml, to prowokacja, ale chwilę później przyznał, że Białoruś przygotowała już odpowiednie dokumenty gotowe do podpisania. "Chcemy to zrobić jeszcze przed nowym rokiem" - powiedział Siemaszko.

Nie ujawnił, czy w nowych umowach Białoruś pójdzie na ustępstwa, których żądają Rosjanie. Bo ci chcą, aby od 1 stycznia Białoruś płaciła za 1 tys. metrów sześciennych gazu nie 47 dolarów jak dotychczas, ale 110 dolarów (Rosjanie i tak spuścili z tonu, bo jeszcze wiosną żądali 200 dolarów za 1 tys. m sześć.). Siemaszko powiedział, że są przygotowane 3 kontrakty: na zakup gazu od Gazpromu, na umożliwienie Rosji tranzytu surowca na Zachód oraz na sprzedaż Gazpromowi części Biełtransgazu (firma, która zarządza gazociągami na Białorusi). Pytanie tylko, czy Rosjanie się na to zgodzą. Wprawdzie chcą przejąć Biełtransgaz, ale nie chcą rezygnować też z wyższych taryf za surowiec.

Konflikt jest bardzo poważny, bo jeśli Mińsk i Moskwa nie dojdą do porozumienia, Europie grożą braki w dostawie rosyjskiego gazu. W przypadku fiaska ewentualnych rozmów, Gazprom zapowiedział zakręcenie Białorusi kurka, a Białoruś zapowiedziała wstrzymanie na swoim terytorium tranzytu rosyjskiego gazu na Zachód.

Rosyjska prasa ostrzega, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. "Wiedomosti" piszą, że Białoruś sparaliżuje gazowo Europę, a sama będzie podciągała gaz z rurociągu tranzytowego. Jeśli tak się stanie, brak gazu odczują również polskie firmy i domy. Choć nie od razu. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zapewnia, że ma zapasy gazu na około 44 dni. Jeśli jednak Polskę nagle zaatakuje zima, zapasy starczą jedynie na 3 tygodnie.