Na papierze sytuacja polskich firm przedstawia się imponująco. Tylko w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2006 r. przedsiębiorcy zarobili na czysto 50,7 mld zł. To tyle, co w całym ubiegłym roku. "Rentowność wzrosła do 4,3 proc. To bardzo dobry wynik" - podkreśla Małgorzata Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".
Niestety, firmy zamiast inwestować pieniądze, tworzyć nowe miejsca pracy i nakręcać wzrost gospodarczy, lokują wolną gotówkę w bankach. Pod koniec września podmioty gospodarcze zgromadziły na rachunkach bankowych aż 105,6 mld zł. To ponad pięciokrotnie więcej niż wartość podatku CIT zapłaconego przez firmy w roku 2005.
Już niedługo ta skłonność do oszczędzania i niechęć do inwestycji zaczną się odbijać czkawką całej gospodarce. Krzysztoszek przypomina, że firma powinna inwestować w rozwój, kiedy jej zdolności produkcyjne osiągną 80 proc. Tymczasem na przykład w budownictwie jest to już 90 proc. Popyt na materiały budowlane jest tak wielki, że dostawcy nie nadążają z produkcją. Z kolei firmy budujące drogi mają przestoje, bo przedsiębiorstwa kolejowe nie kupiły ani nie wyremontowały odpowiedniej liczby wagonów i mają problemy z przewiezieniem zwiększającej się masy kruszyw. Przez to opóźni się budowa dróg. Sytuacja zaczyna przypominać lata 70., kiedy braki sznurka do snopowiązałek opóźniały zbiory zbóż.
Polskie firmy zarabiają krocie, ale zamiast inwestować, zarobione pieniądze wolą trzymać na czarną godzinę. Ta strategia już niedługo się zemści, bo bez znacznie większych inwestycji utrzymanie wysokiego wzrostu gospodarczego jest niemożliwe - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama