Jutro będą znane wyniki unijnej kontroli w polskich masarniach i rzeźniach. Inspektorzy Wspólnoty sprawdzili, w jakich warunkach sortuje się w nich mięso i robi wędliny. Chcieli na własne oczy przekonać się, czy Rosjanie słusznie się nas czepiają, zarzucając nam fatalną jakość eksportowanych do nich produktów.

Reklama

Wydawało się, że wystarczy, by kontrola wyszła dobrze, byśmy mogli ruszyć z handlem - jak zapewniał jeszcze parę dni temu ambasador Rosji w Brukseli, Wiktor Czyżow. Dziś okazuje się, że nic z tego! Rosjanie właśnie uznali, że wezmą tę kontrolę pod uwagę, ale decyzji o tym, czy wpuścić nasze towary do siebie, po niej nie podejmą. Konieczna jest do tego kontrola ich rodzimych weterynarzy.

Problem w tym, że data takiej inspekcji nie została jeszcze wyznaczona. I, jak wynika z przekazanego mediom komunikatu rosyjskich służb weterynaryjnych, Rossielchoznadzoru, nieprędko to nastąpi, bo Polska odważyła się sprzeciwić temu, by Unia rozmawiała z Rosją o współpracy energetycznej.

"Współpraca gospodarczo-handlowa między naszymi krajami będzie możliwa, kiedy Polska weźmie się do porządków, zamiast zajmować się politycznymi intrygami" - potwierdził dziś w wywiadzie dla moskiewskiej prasy Aleksiej Gordiejew, rosyjski minister rolnictwa.

Reklama