Jedyne, co się zmieni, to nazwa firmy, która zabierze raty. Dominet Bank znają niemal wszyscy kupujący samochody (m.in. ma on komisy Autotu), a także lodówki, pralki, kuchenki, meble. Bo ten bank specjalizuje się głównie w pożyczaniu pieniędzy na zakup różnych rzeczy. Jest 10. pod względem wielkości w Polsce. Raty spłacają mu co miesiąc dziesiątki tysięcy Polaków.

Reklama

I nagle na tę rzeszę zadłużonych rodaków jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość: ich bank kupują Belgowie. Ale, choć brzmi to groźnie, nie ma się czym martwić. "Chcemy jedynie poszerzyć swą działalność na Polskę, przyznawać jeszcze więcej kredytów, także gotówkowych" - tłumaczy Marc Luet z CEO Fortis Consumer Finance Group. To spółka zrzeszająca placówki działające pod szyldem Fortis w siedmiu krajach Europy, m.in. Belgii, Szwecji i Holandii. Należy też do niej działający już u nas Fortis Bank.

Nie ma jednak obaw, że nagle klienci Dominetu zostaną zmuszeni do spłacania kredytów na innych warunkach, np. zostanie podwyższone oprocentowanie (choćby dlatego, że Fortis jest nieco droższy od Dominetu). Nie będą. Wszystkie już podpisane umowy zostaną na starych zasadach, bo zmian zabrania prawo. I nie są to tylko czcze obietnice. Na przejęcie Dominetu przez Fortis zgodzić musi się Komisja Nadzoru Bankowego, kontrolująca działalność banków w Polsce. A ta w pierwszej kolejności sprawdzi, czy połączenie nie będzie niekorzystne dla klientów. Gdyby tak miało być, na sprzedaż nie pozwoli.

Jedyne zmiany są takie, że po sprzedaży Dominet Banku, by wpłacić ratę, będziemy chodzić do oddziałów pod szyldem Fortis, ale mieścić się one będą w tych samych miejscach co dotąd, jedynie pod inną nazwą. Numery kont czy umów kredytowych się nie zmienią.

Reklama

Możemy więc spać spokojnie. Tym bardziej że to nie pierwsze połączenie banków w Polsce. Przeżyli je już klienci Powszechnego Banku Kredytowego wchłoniętego przez silniejsze BPH czy Big Banku Gdańskiego, który połączył się z Millennium. I nic złego nikomu się nie stało.