Szefowie gazowego monopolisty wyciskają z nas ostatni grosz, a sami przepuszczają miliony z firmowej kasy. Niebawem 20 mln Polaków, używających gazu do gotowania albo ogrzewania domów, będzie musiało przełknąć kolejną podwyżkę cen. "Albo przeniesiemy te podwyżki na klientów, albo splajtujemy" - przekonuje prezes PGNiG Bogusław Marzec. Łże w żywe oczy!

W zeszłym roku PGNiG zarobiło ponad miliard złotych. Na same premie dla pracowników zamierza wydać prawie 28 mln złotych. Kolejne miliony pójdą na nowe autka dla prezesów i dyrektorów. Jeszcze trochę i zabraknie pieniędzy na inwestycje, które miały być kluczem do rozwoju PGNiG. Zwiększenie wydobycia z krajowych złóż i rozbudowa magazynów gazu idzie jak po grudzie. Jeden przetarg na eksploatację złóż anulowano. Nowych, także na rozbudowę magazynów, nie ma. Za to z wielką werwą koncern odnawia flotę samochodów.

W tym roku kupił już dla swoich menedżerów kilkanaście limuzyn Peugeot 407. To nie wystarczyło. Centrala PGNiG ogłosiła przetarg m.in. na siedem samochodów klasy średniej wyższej. Interesujące są kryteria wyboru. Czy ważna jest np. pojemność bagażnika? Nie. W przypadku samochodów osobowych główne kryteria to rozstaw osi i długość nadwozia. Co z silnikiem? Premiowana będzie moc albo nominalne zużycie paliwa? Nie. PGNiG chce aut z turbodieslem o pojemności co najmniej 1980 ccm. Kryterium pojemności silnika w przetargu PGNiG nie spełnią np. oferowane w Polsce samochody klasy średniej wyższej - honda, opel, renault, skoda, volkswagen.

Na samochodowe zakupy ruszyły też spółki dystrybucyjne PGNiG. Np. Górnośląska Spółka Gazownictwa chce kupić 131 samochodów. Mazowiecka Spółka Gazownictwa w tym roku za prawie 12 mln zł bez podatku VAT wzięła w leasing od firmy Debis Fleet Management (część koncernu DaimlerChrysler, właściciela mercedesa) 186 samochodów, a ponadto kupiła 38 samochodów "przeznaczonych do komfortowego przewozu osób".





Reklama