UE w najbliższej dekadzie zmierzy się z bolesną reformą rolnictwa. Rynek zaleje bowiem tania żywność z krajów rozwijających się, co spowoduje, że farmerzy nie będą się już mieli z czego utrzymać. Staremu Kontynentowi grozi więc albo fala protestów rolników, albo Bruksela zdecyduje się na jeszcze większe dla nich dotacje. Ale to grozi podcięciem finansów Unii Europejskiej.

Reklama

Taką perspektywę rysuje najnowszy raport Organizacji Narodów Zjednoczonych i Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Wynika z niego, że do roku 2019 kraje rozwijające się – zwłaszcza Brazylia, Rosja, Indie i Chiny (tzw. państwa BRIC) – potroją swoją produkcję rolną i zarzucą nią rynek, podczas gdy rolnictwo w państwach zrzeszonych w OECD będzie się rozwijać wyjątkowo niemrawo, a w Unii Europejskiej wręcz stanie w miejscu.

Trzy razi lepsi

"Kraje rozwijające się staną się głównym źródłem wzrostu produkcji rolnej na świecie, handlu oraz konsumpcji” – piszą autorzy raportu. Twierdzą oni, że do roku 2019 produkcja rolna w krajach OECD (do organizacji należą m.in. USA i Australia oraz państwa Unii Europejskiej) wzrośnie zaledwie o 10 proc. Jeszcze gorzej wypada sama Europa Zachodnia, która – według autorów badania – będzie przez najbliższą dekadę przeżywać stagnację. Z kolei produkcja rolna w krajach BRIC zwiększy się aż o 27 proc. Liderem będzie Brazylia – wzrost o 40 proc. Chiny i Rosja zanotują wzrost 26-proc., a Indie 21-proc.

Reklama

Rolnictwo może się także stać gałęzią, która zacznie napędzać przeżywającą ogromne problemy gospodarkę Ukrainy. ONZ oraz OECD wspólnie prognozują, że do końca najbliźszej dekady produkcja rolna w tym kraju wzrośnie niemal o 30 proc.

Kula u nogi rozwoju Unii

Raport ONZ i OECD nie jest dobrą prognozą dla Unii Europejskiej, która w najbliższych latach musi uzdrowić gospodarkę i przywrócić euro stabilność. "Rolnictwo jest kulą u nogi rozwoju UE, a wyjątkowo kosztowna Wspólna Polityka Rolna (CAP) wciąż nie może się doczekać reformy, bo sprzeciwiają się temu jej beneficjenci, przede wszystkim Francja" - mówi „DGP” Mats Persson z brytyjskiego instytutu Open Europe.

Reklama

Liczby mówią same za siebie: w unijnym budżecie na lata 2007 – 2013, o całkowitej wartości 862 mld euro, wydatki na CAP wynoszą aż 34 proc. To prawie 300 mld euro – jedna piąta tej sumy powędrowała do francuskich farmerów. Open Europe zwraca uwagę na to, że utrzymywanie CAP prowadzi też do marnotrawstwa z innego powodu. Aż 72 mln euro (300 mln zł) wydała w 2008 roku UE na kampanię antynikotynową. W tym samym czasie dopłaty do upraw tytoniu wyniosły 293 mln euro (1,2 mld zł).

Przez pielęgnowanie systemu dotacji oraz przywilejów, żywność produkowana w krajach UE jest tak droga, że najczęściej zalega w magazynach. Zwłaszcza że inne państwa – w tym tak szczycące się swoim liberalizmem Stany Zjednoczone – nie wahają się dopłacać do eksportu. "Teraz europejskiemu rolnictwu wyrastają kolejni konkurenci. To oznacza poważne kłopoty. Bruksela musi się w końcu zdecydować na taką reformę przestarzałej CAP, by wspólnotowe rolnictwo stało się konkurencyjne" - podkreśla Persson.

Ale to może się okazać bardzo trudne. Wskazują na to kłótnie unijnych polityków dotyczące reformy systemów budżetowych w krajach członkowskich, by ograniczyć dług publiczny i budżetowy deficyt. Podobnie moźe być i przy CAP – tu również chodzi o miliardy dolarów.