Portal wziął pod uwagę szacunki Ministerstwa Finansów oraz Narodowego Banku Polskiego. Dodatkowo poprosił o sporządzenie analogicznych danych ekspertów siedmiu banków i firm brokerskich, po czym podliczył średnią.

>>> Przez kryzys Polacy przestali sobie ufać

Reklama

Największy wzrost prognozowało Ministerstwo (2 proc.), najniższy - zerowy - Ernest Pytlarczyk z BRE Banku. Średnia wyniosła 1,31 proc. - ponad trzy i pół raza mniej niż ubiegłoroczny wzrost (4,8 proc.)

Dziś spodziewane są kluczowe dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). Dotyczą wzrostu gospodarczego za ostatni kwartał 2008 roku i - jak przypomina portal - to od nich większość ekonomistów uzależnia swoje prognozy na ten rok.

>>> Rostowski: Nigdy nie mówiliśmy, że ominie nas kryzys

Reklama

Money.pl zwraca uwagę, że tylko jeden z przepytywanych ekspertów był tak optymistyczny jak polskie władze i stawiał na 1,9-procentowy wzrost. Reszta miała zdecydowanie gorsze nastroje.

Zdaniem wielu mają powody. "Ostatnie dane wskazują, że konsumpcja prywatna, która miała stanowić główny filar wzrostu gospodarczego, nie rośnie tak szybko, jak się spodziewano. Wynika to z szybciej, niż prognozowano, pogarszającej się sytuacji na rynku pracy" - powiedział portalowi Grzegorz Maliszewski z banku Millennium.

Reklama

>>> Trzeba chronić miejsca pracy. Tylko jak?

Co oznacza 1,3-procentowy wzrost dla przeciętnego mieszkańca Polski? Ponieważ będzie najniższy od 2002 roku, oznacza jedno: bardzo gwałtowne spowolnienie gospodarki. "Wszystko tak naprawdę zależy od konsumenta: czy wystraszy się on kryzysowej retoryki i poważnie ograniczy swoje wydatki" - mówi ekonomista z Xelion, Łukasz Bugaj.