Dlaczego stanowisko resortu finansów jest tak twarde? Rząd szacuje, że krajowe wydatki budżetowe wzrosną w 2009 r. o 13,4 mld zł. Problem w tym, że tzw. wydatki sztywne muszą zwiększyć się aż o 17,4 mld zł. To m.in. wynik rosnących kosztów obsługi długu, wydatków na obronność, coraz wyższej składki do budżetu UE i subwencji wypłacanej samorządom. Tak szybki skok wydatków sztywnych oznacza, że pozostała elastyczna pula wydatków budżetowych musi zostać ograniczona. "W limitach, które rozsyłamy do poszczególnych ministerstw, proponujemy kwoty na poziomie z 2008 r." - przyznaje Elżbieta Suchocka-Roguska, wiceminister finansów.

Reklama

Emeryci i renciści mogą spać spokojnie, bo zgodnie z zasadami waloryzacji ich świadczenia wzrosną w przyszłym roku o 5,9 proc. Wyższe wynagrodzenia dostaną też nauczyciele, bo rząd zagwarantował im 5-proc. podwyżki w styczniu i 5-proc. we wrześniu. Budżet zapłaci za to 2,3 mld zł.

A pozostali? Mogą mieć problemy, bo podwyżki dla pozostałych pracowników sektora publicznego zależą od pomysłowości szefów resortów. Ministrowie będą musieli wygospodarować w swoich budżetach ekstra pieniądze. W przyszłorocznym budżecie znajdzie się wprawdzie zapis o zwiększeniu płac w państwowej sferze budżetowej o 3,9 proc., ale to nie znaczy, że wszyscy dostaną takie podwyżki. "W pierwszej kolejności powinni je otrzymać najgorzej zarabiający" - mówi Elżbieta Suchocka-Roguska.

Nie ma wątpliwości, w przyszłym roku trzeba będzie ostro oszczędzać. "Ministerstwa muszą tak gospodarować, żeby zapewnić finansowanie niezbędnych zadań w ramach limitów, które otrzymają" - przyznaje Elżbieta Suchocka-Roguska. Wiadomo już, że zabraknie pieniędzy na spełnienie żądań płacowych sędziów i prokuratorów czy na program unowocześniania i rozbudowy więziennictwa. Będą problemy ze znalezieniem pieniędzy na podwyżki dla urzędników, policjantów czy celników. Więcej środków, poza edukacją, dostaną tylko uczelnie i instytuty naukowe. Powód: rząd liczy na to, że wspieranie nauki pomoże gospodarce, która jest mało nowoczesna.

Reklama

Resort finansów liczy na to, że cięcia wyjdą gospodarce na dobre. Zwłaszcza że - jak mówi Elżbieta Suchocka-Roguska - wymaga tego Program Konwergencji wytyczający ścieżkę wchodzenia naszego kraju do strefy euro. Polska zobowiązała się w nim do zmniejszania deficytu. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, przyznaje, że rząd nie ma wyjścia. Mógłby co prawda zrezygnować z obniżania PIT w 2009 r. albo zawiesić obniżkę składki rentowej, ale obydwa sposoby są politycznie bardzo ryzykowne. "Trzecia droga, czyli rezygnacja z Programu Konwergencji, oznaczałaby cios dla reputacji Polski na arenie międzynarodowej. Zapewne byłaby równoznaczna z dymisją ministra finansów" - dodaje Gomułka. Twierdzi, że jeśli plan zostanie zrealizowany, będzie to najodważniejsza i najtrudniejsza zmiana wprowadzona przez ten rząd. "To substytut prawdziwej reformy finansów" - mówi Gomułka.

Przedstawiciele resortu finansów zapewniają, że plan ograniczania wydatków został uzgodniony z premierem.