Moskwa zamierza wprowadzić wspólną walutę dla państw byłego ZSRR. Unia walutowa będzie kolejnym, obok utworzenia wspólnej przestrzeni gospodarczej, etapem realizowanego przez Kreml planu powołania Unii Euroazjatyckiej – odpowiednika Unii Europejskiej. Entuzjazmu Rosji nie podzielają jednak jej partnerzy w ramach unii celnej – Białoruś i Kazachstan, które obawiają się utraty suwerenności.
Zgodnie z podpisanym w piątek porozumieniem o utworzeniu wspólnej przestrzeni gospodarczej między członkami powołanej w 2010 r. unii celnej – Kazachstanem, Rosją i Białorusią – od 1 stycznia obok swobodnego przepływu towarów zostanie wprowadzony wolny przepływ usług, kapitału i pracowników. – Zadanie polega na pogłębieniu integracji w takim stopniu, by już w 2015 r. podjąć ostateczną decyzję o utworzeniu unii walutowej – komentował dla stacji Russia Today rosyjski minister przemysłu i handlu Wiktor Christenko.
Rosja nie wyklucza, że rolę wschodniego euro dostanie rosyjski rubel. Kreml od kilku lat promuje ideę uczynienia z Moskwy jednego z centrów finansowych świata, a z rubla – waluty międzynarodowych rozliczeń. Tego entuzjazmu nie podzielają pozostali członkowie unii celnej. Na początku listopada Aleksander Łukaszenka oświadczył, że wprowadzenie wspólnej waluty może grozić utratą suwerenności na rzecz silnej Moskwy.
Celem integracji ma być utworzenie Unii Euroazjatyckiej dla państw byłego ZSRR. Pomysł ten przedstawił w październiku na łamach dziennika „Izwiestia” premier Władimir Putin. To kolejny obok Wspólnoty Niepodległych Państw, ZBiR czy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB) pomysł Moskwy na odbudowę imperium. Mimo skromnych efektów Rosja nie szczędzi pieniędzy na polityczne ambicje. Jak obliczył w sierpniu dziennik „Wiedomosti”, unia celna będzie ją kosztowała miliard euro rocznie. Kreml dzieli cła na swoją niekorzyść, by zachęcić sąsiadów do integracji gospodarczo-politycznej.
Reklama