Kołodko na początku rozmowy wyśmiał słowa Jacka Rostowskiego na temat możliwości wojny. Były wiceminister określił to jako bzdury. "Ciekawe, kto z kim miałby w tej wojnie Rostowskiego walczyć i do której armii on sam by się najął?...- pyta retorycznie Kołodko. Dodał jednocześnie, że obecny minister finansów nie może aspirować do miana lidera, tym bardziej lidera skali europejskiej. Obwinia go za krach finansów publicznych. Kołodko podlicza: "W zeszłym roku deficyt prawie 8 proc. PKB, w tym 6 proc., w przyszłym roku stagnacyjne tempo wzrostu PKB, prawdopodobnie poniżej 2 proc., a więc stagnacja albo spadek płac realnych i emerytur. Inflacja rośnie, bezrobocie nie spada, dług publiczny przekracza 55 proc. PKB.

Reklama

Profesor twierdzi, że Europę czeka bardzo ciężki okres. Przewiduje, że nie będą rosły płace i emerytury, a w konsekwencji zmniejszy się konsumpcja. Jest duże prawdopodobieństwo, że ludzie wyjdą na ulice i będą demonstrować przeciwko "zaciskaniu pasa". Europa odzyska konkurencyjność dopiero po dwóch latach.

Kołodko mówi "Faktowi", że Grecja nie zbankrutuje. Może jedynie ogłosić niewypłacalność. Będzie musiała za to zapłacić Unia Europejska. Gość "Faktu" mówi także, że konsekwencje upadku euro byłyby opłakane. "Spowodowałoby to chaos, przy którym obecne trudności to przedszkolne ćwiczenie. Ogromny byłby bałagan nie tylko monetarny, bo też ekonomiczny, społeczny i polityczny, co wywołałoby falę zaburzeń w rozliczeniach finansowych i poważną recesję. Pociągnęłaby ona za sobą ostry spadek dochodów i wzrost bezrobocia. Azja w międzyczasie jeszcze bardziej zmniejszyłaby dystans dzielący ją od Europy, a Ameryka Północna jeszcze bardziej by go zwiększyła".

Przed nami ciężkie czasy

Z wywiadu w "Fakcie" dowiadujemy się, że najbliższe miesiące będą ciężkie. Choć nie czeka nas światowe załamanie to jak mówi Kołodko - "wyobraźnię trzeba mieć". Powołuje się na swoją książkę „Wędrujący świat”: „Rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, ponieważ wiele dzieje się na raz.”

Reklama

- "Gdyby nałożyło się na siebie drastyczne pogorszenie sytuacji w USA wskutek nierozwagi tamtejszych polityków i braku zdolności republikanów i demokratów do porozumienia się w imię dobra ogólnego; gdyby w Japonii wzmogły się tendencje deflacyjne, czyli zabójczy dla opłacalności produkcji spadek cen; gdyby w Chinach wskutek głębszego niż się obecnie spodziewamy spadku tempa wzrostu (dochód narodowy rośnie tam wciąż o 7-8 proc.) doszło do wybuchu niezadowolenia społecznego; gdyby miliony uchodźców z targanych wstrząsami krajów arabskich zaczęło zalewać migracyjną falą Europę; gdyby Izrael zbombardował nuklearne instalacje Iranu, co spowodowałoby skokowy wzrost cen energii; gdyby Niemcy palnęły największe od czasów wojny głupstwo i postanowiły jednak opuścić strefę euro – to mielibyśmy się z pyszna! - wieszczy Kołodko.

Pytany jakie są możliwości wyjścia z kryzysu odpowiedział, że nie można zostawiać wszystkiego niewidzialnej ręce rynku. Bez pomocy państwa nie da się problemów zażegnać.

>>> Tak politycy chcą rozwiązać problemy. Porównaj!