Na świecie działa kilkadziesiąt agencji ratingowych, ale ok. 95 proc. rynku należy do najbardziej liczących się amerykańskich firm: Standard and Poor's, Moody's and Fitch. Taka sytuacja budzi sprzeciw Europy, która buntuje się przeciwko amerykańskiemu monopolowi. Liderzy europejscy twierdzą, że działalność agencji jest szkodliwa, a wystawiane niektórym państwom europejskim ratingi są zbyt surowe, co nie sprzyja walce z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro.

Reklama

Przeciw dominacji amerykańskich firm i za utworzeniem europejskiej agencji wypowiadali się m.in. przewodniczący KE Jose Manuel Barroso, prezydent Niemiec Christian Wulff oraz niemiecka kanclerz Angela Merkel. W Polsce za utworzeniem dużej europejskiej agencji ratingowej opowiadali się m.in. premier Donald Tusk i wicepremier minister gospodarki Waldemar Pawlak. UE pracuje nad regulacjami dotyczącymi takich firm, jesienią Komisja ma przedstawić propozycje rozwiązań.

Obecnie ratingi takich państw jak Grecja, Irlandia czy Portugalia są na tzw. poziomie "śmieciowym", co oznacza ich niewypłacalność. Zagrożone są również ratingi Włoch i Hiszpanii.

Sama agencja ratingowa nie ponosi odpowiedzialności za wystawianą ocenę - to raczej opinia, z której można skorzystać, lub nie i która nie jest w żaden sposób wiążąca. Tak tłumaczyli zresztą szefowie głównych agencji w 2008 r. podczas przesłuchań w amerykańskiej Izbie Reprezentantów.

Reklama



Tymczasem praktycznie niemożliwe jest obecnie sprzedanie aktywów na rynku, jeśli nie mają one wystawionego ratingu przez liczącą się agencję. Wątpliwości etyczne budzi to, że klient agencji jest jednocześnie ocenianym przez nią podmiotem.

Połączenie braku odpowiedzialności, z ogromnym wpływem ratingów na rynki finansowe jest niebezpieczne, co pokazał ostatni kryzys finansowy z 2008 r. Wtedy okazało się, jak bardzo agencje mogą się mylić w swoich ocenach - do końca potwierdzały wypłacalność banku Lehman Brothers (to od jego upadku rozpoczął się kryzys 2008 r. - PAP), a instrumenty pochodne oparte na amerykańskich hipotekach miały najwyższy możliwy ranking - ranking AAA.

Reklama

W poniedziałkowym wydaniu "New York Timesa" laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, amerykański ekonomista Paul Krugman ocenił, że agencje ratingowe są niewiarygodne, bo amerykański deficyt budżetowy to wynik przede wszystkim ekonomicznego tąpnięcia po kryzysie finansowym z 2008 roku, w którym agencje ratingowe odegrały znaczącą rolę. Jak przypomniał noblista, właśnie wtedy agencje wysoko oceniały aktywa na rynku nieruchomości, które potem okazały się "toksyczne".

Ocena długoterminowego ryzyka wystawiana jest w skali od AAA do D (AAA - najlepsza możliwa ocena, największa możliwość spłaty zobowiązań; D - najniższa, brak możliwości spłaty). Najwyższy rating - AAA - miały np. Stany Zjednoczone, obecnie - według Standard and Poor's - mają rating AA+ (ocena pośrednia między AAA i AA). Inne agencje nadal oceniają USA na poziomie AAA. Chińska agencja Dagong w zeszłym tygodniu obniżyła rating USA z A+ na A.

Rating AAA mają: Niemcy, Szwajcaria, Austria, Dania, Francja, Finlandia, Luksemburg, Norwegia, Holandia, Szwecja, Wielka Brytania i Wyspa Man oraz Kanada, Singapur i Australia.

Ratingi AAA, AA, A i BBB to pozytywne oceny zdolności do spłaty zobowiązań. Ratingi BB i B oznaczają, że jeśli wystąpią niekorzystne zjawiska zewnętrzne, to spłata może być wątpliwa, a ocena CCC i CC, że tylko pozytywne zewnętrzne okoliczności pozwolą ocenianemu na spłatę, a jego zobowiązania są poważnie zagrożone zaprzestaniem płatności.

Rating C odnosi się do sytuacji, w której umówione płatności są nadal realizowane, ale zaciągający zobowiązania znajduje się w trakcie postępowania upadłościowego. Ocena D oznacza zaprzestanie płatności zobowiązań. Agencje stosują też małe litery czy dodawanie cyfr, lub znaków "plus", "minus" dla rozróżnienia ocen. Rating międzynarodowy Polski to A+, a Grecji DDD.