"Realistyczne spojrzenie na ścieżkę polskiego długu sugeruje, że nie ma innego sposobu, by rząd zdołał uniknąć przekroczenia progu 55 proc. PKB niż poprzez istotne zacieśnienie polityki fiskalnej lub idąc tą samą drogą co Węgry" - stwierdzono w poniedziałkowym komentarzu Morgan Stanley. "Pierwszą z tych opcji trudno uznać za pociągającą, zwłaszcza w przededniu przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Dlatego jakieś zmiany w polskim systemie emerytalnym są prawdopodobne. Te, które polski rząd bierze pod uwagę wyglądają na znacznie mniej radykalne niż węgierskie i w rezultacie skoncentrują na sobie mniejszą uwagę" - zaznaczono w komentarzu.

Reklama

MS wylicza, że gdyby rząd zmienił kierunek transferów i zamiast do OFE przelewał je do ZUS-u, to deficyt zmniejszyłby się o ok. 1,7 proc. PKB. W przypadku nacjonalizacji całego drugiego filaru proporcja długu do PKB zmniejszyłaby się od razu o 9 pkt proc. (rządowe obligacje w posiadaniu OFE przestałyby być wykazywane jako dług). Po pozbyciu się reszty aktywów OFE dług zmalałby o całe 14 proc. PKB, a w proporcji do PKB wyniósłby 40 proc. Wpływ takiego kroku na rynek obligacji skarbowych, w ocenie MS, byłby dwuznaczny, zaś na rynek akcji negatywny.

Ogólna wartość oszczędności w ramach obowiązkowego drugiego filaru wynosi 193 mld zł (14 proc. PKB). Większość (64,1 proc.) oszczędności ulokowana jest w papierach skarbowych wobec 32,4 proc. w akcjach. Wśród siedmiu rozwiązań branych pod uwagę przez rząd za najbardziej prawdopodobne Morgan Stanley uznaje zmianę parametrów transferów składki ZUS-u do OFE (z 7,3 proc. do 3 proc.) i tzw. obligacje emerytalne, które nie byłyby uwzględniane w kalkulacji długu publicznego. Pierwszą z tych propozycji podała minister pracy i opieki społecznej Jolanta Fedak, a drugą doradca ekonomiczny premiera Michał Boni.



Teoretycznie, zdaniem MS, rząd ma jeszcze do wyboru trzecią opcję "szybszą i bardziej radykalną". Polega ona na przedefiniowaniu długu wyłączając z niego część, która narosła w wyniku reformy emerytalnej. Oznaczałoby to jednak "wbicie klina" jak to nazywa MS, pomiędzy metodologią ESA95 a krajową. Dysproporcja wyniosłaby 53 proc. długu/PKB (ESA95) wobec 39 proc. PKB (w razie zmiany metodologii).

Reklama

"Przyjęcie tej opcji mogłoby narazić rząd na zarzut kreatywnej księgowości, ale jeśli rząd zdecyduje się opóźnić fiskalne dostosowanie i nie ruszy systemu emerytalnego, to ta właśnie opcja może się dać rządowi kilka lat na uporządkowanie finansów" - dodał MS. Taką opcję, którą można by wprowadzić zwykłą większością głosów nowelizując ustawę o finansach publicznych uznaje MS za ostateczność.

"Przy obecnych trendach, deficycie pierwotnym budżetu sięgającym blisko 5 proc. PKB i stopie procentowej od długu w wysokości ok. 5,5 proc., trudno sobie wyobrazić, by można było polegać na samej tylko dynamice wzrostu jako sposobie zapobieżenia przekroczeniu progu 55 proc. długu/PKB, zwłaszcza że już z końcem 2010 r. przekroczony zostanie poziom 53 proc. Nie zanosi się na to, by przychody z prywatyzacji okazały się na tyle duże, by do tego nie dopuścić" - podał MS.