Rząd w swoim stanowisku do prezydenckiej ustawy opowiedział się za powszechnym wiekiem emerytalnym: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Ale prezydent proponuje wyjątek dla rolników, którzy mieliby skorzystać z uprawnień wcześniej – w wieku 55 lat kobiety i 60 mężczyźni. Chodzi o osoby "posiadające co najmniej 30-letni okres podlegania ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu, jeżeli zaprzestały prowadzenia działalności rolniczej". W obecnie obowiązującym prawie istnieje podobny wyjątek, ale ta zasada ma działać tylko do 2017 r. Andrzej Duda proponuje wprowadzić ją bezterminowo.
Rząd jest zdecydowanie przeciwko propozycji prezydenta. "W przypadku rolników indywidualnych powinno nastąpić obniżenie wieku emerytalnego, bez możliwości przechodzenia na tzw. wcześniejszą emeryturę, przy pozostawieniu dotychczasowej zasady wypłaty emerytury bądź renty rolniczej w całości w przypadku prowadzenia działalności rolniczej przez emeryta lub rencistę rolnego wraz z małżonkiem, który nie nabył jeszcze prawa do takiego świadczenia i podlega ubezpieczeniu społecznemu rolników z mocy ustawy, tj. obowiązkowo" – brzmi komunikat po Radzie Ministrów.
Członkowie rządu, z którymi rozmawialiśmy: Henryk Kowalczyk, szef Stałego Komitetu rządu, i Marcin Zieleniecki, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, podkreślali, że intencją rządu jest obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, a nie przywracanie w całości rozwiązań, jakie obowiązywały, zanim PO i PSL podwyższyły wiek emerytalny. Powód? To oznaczałoby przywracanie różnego typu przywilejów dla poszczególnych grup.
Rząd ma też silną motywację ekonomiczną: utrzymanie na dłuższą metę rozwiązań bardziej korzystnych dla rolników dodatkowo obciążyłoby finanse publiczne. W jakim stopniu, trudno przewidzieć, ale osiągnięcie 30-letniego stażu dla osób prowadzących gospodarstwo rolne nie jest trudne, nawet jeśli dotyczy to rolników z dyplomem wyższej uczelni, którzy po jej ukończeniu przejęli gospodarstwo.
Reklama
Wprowadzenie rozwiązania proponowanego przez Andrzeja Dudę zachęcałoby do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę, bo w systemie KRUS, w przeciwieństwie do ZUS, nie ma zasady zdefiniowanej składki. Rolnicy nie mają więc takiej motywacji do dłuższej pracy, jaka istnieje w systemie powszechnym, gdzie większy staż daje znacząco wyższe świadczenie.
Reklama
Sprawa ma znaczenie przede wszystkim dla ministra finansów: dotacja do Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego jest jedną z większych pozycji w budżecie. W zeszłym roku wyniosła 14,6 mld zł. Całkowite wpływy do KRUS wyniosły 16,5 mld zł.
Stanowisko rządu nie przesądza jednak wcale, że prezydenckie rozwiązanie nie wejdzie w życie. W Sejmie PiS znajdzie się pod silną presją, by wykonać gest w stronę rolników. – To chyba dobre rozwiązanie. Mamy posłów nastawionych liberalnie i część nastawioną prospołecznie. Ta druga część będzie akceptowała zapewne te zmiany i będzie namawiała kolegów do ich poparcia – przewiduje poseł Jarosław Porwich z klubu Kukiz’15.
Na pewno silny nacisk w tej sprawie będzie pochodził z klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jak wynika z naszych informacji, PSL już ma gotowy projekt ustawy wydłużającej specjalne rozwiązania dla rolników o kolejne 5 lat. – Wiele osób zaczyna pracę na roli w wieku 16 lat, a to ciężka praca. Dlatego proponowaliśmy wprowadzenie stażu jako dodatkowego kryterium. A jeśli PiS się nie kwapi, to występujemy z kolejnym projektem – zapowiada szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz.
PiS raczej nie zgodzi się na pomysł ludowców, z którymi konkuruje o wiejski elektorat. Ale bardzo prawdopodobne, że gdy przyjdzie do rozpatrywania projektu Andrzeja Dudy, to PSL poprze rozwiązania korzystne dla rolników. Wówczas może się okazać, że za kontynuacją tych przywilejów jest spora część Kukiz’15 i PSL, a przeciwko Platforma Obywatelska i Nowoczesna. – Moja partia uważa, że w obecnym systemie emerytalnym nie ma miejsca na przywileje dla osób wchodzących do systemu. Przywilej dla rolników wiąże się z dodatkowym obciążeniem budżetu, a dziś nas na to nie stać, dlatego będziemy głosować przeciw temu rozwiązaniu – mówi DGP Joanna Augustynowska z Nowoczesnej.
Pierwszym testem będzie posiedzenie sejmowej podkomisji, która po uzyskaniu opinii rządu może zakończyć prace nad projektem. – Nie znam wyliczeń, na ile to istotne dla finansów państwa. Dopiero będziemy o tym rozmawiać – przyznaje poseł PiS Jan Mosiński, który kieruje podkomisją. I zastrzega: – Jeśli rząd podtrzyma stanowisko, to zostanie wprowadzona odpowiednia zmiana w projekcie.
Kalendarz prac nad ustawą przewiduje, że podkomisja zajmie się nią 5 września. – Będziemy chcieli zakończyć pracę w ciągu jednego dnia, nawet gdyby posiedzenie miało trwać 10 godzin. Następnego dnia projektem będzie zajmować się komisja i przygotowywać go na drugie czytanie, które może się odbyć jeszcze we wrześniu. Zdaniem Mosińskiego realne jest uchwalenie ustawy w październiku (wtedy trafiłaby do Senatu i ponownie wróciła do Sejmu). W efekcie nowe rozwiązania mogą zostać uchwalone do końca roku, jak zapowiadał rząd, choć mają one wejść w życie najwcześniej od 1 października 2017 r.