Problemem Małgorzaty jest to, że kontrahenci mężczyźni nie traktują jej równorzędnie i po partnersku.

Widzą w niej głównie piękną kobietę lub „idiotkę” – jak to ona sama określiła – czyli patrzą na nią przez pryzmat stereotypów. Nie broniąc i nie karząc takiego zachowania, postaram się przyjrzeć różnym powodom występowania tego zjawiska.

Reklama

Po pierwsze istotna wydaje się branża, w której pracuje Małgorzata. Znam przynajmniej kilka, w których od zawsze kobiety na pewnych stanowiskach były rzadkością i traktuje się je trochę jak maskotki, a trochę jak dziwolągi. Zdarza się to w budownictwie, drogownictwie, na wyższych szczeblach bankowości, ale i wielu innych gałęziach gospodarki. Niektórzy mężczyźni postawieni w zupełnie nowej dla siebie sytuacji: rozmowa biznesowa z kobietą, nie mając zbyt wielu wcześniejszych doświadczeń, sięgają po swoje zachowania z życia prywatnego.

Flirtują, próbują wywierać naciski lub bronią się przed wyimaginowanym wpływem – mamy tu cały wachlarz dziwnych dla kobiet biznesu zachowań. Ale bądźmy szczere – w typowo sfeminizowanych zawodach, jak np. nauczanie, to właśnie my, kobiety, traktujemy mężczyzn jak zagubione istotki potrzebujące wsparcia. Nie tak dawno rozmawiałam z mężczyzną, który właśnie zaczął pracę w dziale sprzedaży dużego koncernu spożywczego. Jego zadaniem jest odwiedzanie niedużych, osiedlowych sklepów i przyjmowanie zamówień, a jego klientkami są właściwie same kobiety. Już po tygodniu ten mężczyzna miał kilka otwartych propozycji towarzyskich od kobiet, które mogłyby być jego matkami! I reguła, że im niższe stanowisko i wykształcenie, tym bardziej stereotypowe traktowanie płci przeciwnej, nie zawsze się sprawdza. Często seksistowskie podejście można spotkać na najwyższych szczeblach zarządzania. Niestety nie jesteśmy w stanie zmienić gwałtownie struktury zatrudnienia we wszystkich branżach, szkolenia uwrażliwiające pomogłyby tylko, jeżeli prowadzone byłyby na szeroką skalę.

Reklama

Najprostszym sposobem jest zaakceptowanie swojej roli „rodzynka” lub „maskotki” i postaranie się o maksymalne wykorzystanie plusów z tym związanych. Jeżeli nie odpowiada nam taka rola, możemy albo walczyć ze stereotypami (co się udaje, ale bywa i czaso-, i energochłonne), albo zmienić branżę.

Po drugie warto przyjrzeć się kulturowym cechom prowadzenia biznesu w Polsce. Jako nacja jesteśmy bardzo ceremonialni – posługujemy się stanowiskami, nie przechodzimy od razu spontanicznie na mówienie sobie po imieniu i celebrujemy społeczne rytuały. Takim rytuałem jest również szarmanckie podejście do kobiety i traktowanie jej w wyróżniający sposób. Z drugiej zaś strony nie podchodzimy do biznesu jak do czystej handlowej transakcji, tylko jak do umowy między ludźmi. Dlatego chcemy znać człowieka, od którego kupujemy, dlatego tak wiele umów negocjowanych jest w trakcie spotkań towarzyskich i dlatego tak bardzo liczą się w Polsce znajomości. Lubimy współpracować z tymi, których lubimy – znamy to? W literaturze naszą kulturę nazywa się propartnerską, czyli taką, gdzie znacznie większy nacisk położony jest na relacje pomiędzy kontrahentami niż na przedmiot umowy. Nic więc dziwnego, że kontrahenci Małgorzaty chcą ją poznać jako człowieka i kobietę, a nie tylko jako pracownika firmy X. I im bardziej ktoś stara się zachować w pełni profesjonalnie, tym bardziej inni próbuję się wedrzeć poza zasłonę pracy.

To, że rozmowę biznesową w Polsce zaczyna się od neutralnych tematów jak pogoda czy ostatnio widziany film, dziwi kultury protransakcyjne, gdzie od razu zaczyna się mówić o meritum spotkania. Być może ta początkowa „walka”, o której wspominała Małgorzata, jest właśnie takim wstępem do właściwej rozmowy.

Oczywiście zostaje jeszcze inna możliwość. Być może Małgorzata jest tak piękną kobietą, że żaden mężczyzna nie jest w stanie myśleć przy niej o interesach. Jednak w dobie internetu i retuszowanych piękności w magazynach dla mężczyzn muszę odrzucić tę hipotezę.