Mamy dość wysokie zatrudnienie, dużą liczbę pracujących, rekordowo niskie bezrobocie i przyspieszający wzrost płac. Rynek pracy jest w najlepszej kondycji od lat i wszystko wskazuje, że jeszcze przez wiele miesięcy będzie jednym z najjaśniejszych punktów gospodarki. Pozytywne zmiany Polacy odczuwają nie tylko dzięki wskaźnikom gospodarczym, ale także poprawie jakości pracy.

Pracodawcy w obronie przed utratą rąk do pracy oferują coraz stabilniejsze jej warunki. W I kwartale aż o 3,8 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem zwiększyła się liczba osób zatrudnionych na czas nieokreślony. Jednocześnie już drugi kwartał z rzędu spada w ponad 3-proc. tempie odsetek tych, którzy oprócz pracy na czas określony zarabiają też dzięki mniej stabilnym formom zatrudnienia: umowom cywilnoprawnym, ustnym, a także w szarej strefie. Od początku obecnego ożywienia w gospodarce, które zaczęło się w 2014 r., o ponad 600 tys. wzrosła liczba osób, które dostały kontrakt bezterminowy. Dzisiaj ich liczba przekracza 9,5 mln. W tym samym czasie udział umów krótkookresowych w całkowitym zatrudnieniu zmniejszył się z 29 proc. do 26 proc.

Reklama
Podejrzewam, że ten trend będzie kontynuowany. Siła pracowników rośnie i są sobie w stanie wywalczyć lepsze warunki pracy - mówi Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka PKO BP.

Walka o pracownika

Przyznaje, że podczas spotkań z przedsiębiorcami głównym tematem rozmów jest obecnie to, co się dzieje na rynku pracy. Szefowie są zmuszeni oferować stabilniejsze formy zatrudnienia nie tylko, aby zachęcić pracowników i wygrać o nich w konkurencji z innymi firmami, ale również zabezpieczyć się przed nagłym odejściem. To szczególnie ważne w sytuacji, gdy zapełnienie wakatów jest coraz większym wyzwaniem dla pracodawców.
Reklama
Barometr ofert pracy, który opracowuje co miesiąc Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych, od początku roku nieprzerwanie rośnie, co może być sygnałem tego, że pracodawcom bardzo trudno jest znaleźć wykwalifikowanych pracowników będących w rejestrach bezrobotnych, a w pewnych zawodach wręcz brakuje pracowników. Stąd należy się spodziewać, że spadki bezrobocia w najbliższych miesiącach będą hamowały, podobnie jak wzrosty zatrudnienia. Walka o pracownika przeniesie się zaś na wzrosty płac i jakość form zatrudnienia. Każda możliwa zachęta przy kurczących się zasobach pracy będzie potrzebna - uważa Marta Petka-Zagajewska.
To może wpłynąć również na stabilniejsze warunki pracy w sektorze małych i średnich firm. Tam deficyt siły roboczej staje się szybko jedną z największych barier rozwojowych. Przez lata zaś dominowały umowy, które pracownikom nie zapewniały bezpieczeństwa. Szefowie w ten sposób starali się utrzymać w ryzach koszty pracy. Teraz jednak staną przed wyborem: stabilny etat lub ryzyko, że biznes nie będzie się kręcił.
Dzisiaj znalezienie kogoś do pracy za pensję zbliżoną do płacy minimalnej jest prawie niemożliwe. Nawet na stanowiskach wymagających znikomych kwalifikacji. Umowa o pracę jest standardem, nikt nie chce pracować na śmieciówkach – mówi właściciel firmy remontowo-budowlanej z Mazowsza. Widać to już w statystykach. Eksperci Narodowego Banku Polskiego w swoich raportach zwracają uwagę, że spada nie tylko liczba pracujących na kontraktach na czas określony, ale także krótkoterminowych umowach-zleceniach.
Tutaj pomocne były zmiany w kodeksie pracy wprowadzone w lutym 2016 r. Dopuszczają zawarcie maksymalnie trzech umów terminowych z tym samym pracownikiem, z jednoczesnym ograniczeniem czasu trwania takiego zatrudnienia do 33 miesięcy. Gdy limit czasu lub ilości umów zostanie przekroczony, z automatu zamieniają się w kontrakty na czas nieokreślony.
Z punktu widzenia pracownika korzystne było też wprowadzenie obowiązku odprowadzania składek do ZUS od umów-zleceń. W ten sposób część takich form zatrudnienia stała się mniej konkurencyjna dla szefów. Nawet gdyby te zmiany w prawie nie weszły w życie, to myślę, że umowy nadal zmieniałyby się w takie gwarantujące stabilizację pracy. Doprowadziłyby do tego sytuacja gospodarcza i poprawa na rynku pracy, którą obserwujemy już od wielu kwartałów – podkreśla ekonomistka PKO BP.

Samozatrudnienie w odwrocie

Oskładkowanie umów cywilnoprawnych przyniosło w ubiegłym roku wyraźny wzrost liczby samozatrudnionych. W ten sposób Polacy poszukiwali relatywnie mniej obciążonych klinem płacowym form pracy. Co ciekawe, dane z początku tego roku wskazują na ograniczony potencjał do dalszej ekspansji samozatrudnienia na naszym rynku pracy. Analitycy banku centralnego zwracają uwagę, że dzieje się tak pomimo wciąż istniejących korzyści podatkowych, jakie daje takie zatrudnienie.
Eksperci nie mają wątpliwości, że obecnie panująca sytuacja na rynku pracy w naturalny sposób sprzyja zamianie z kontraktów cywilnoprawnych i umów tymczasowych na stałe etaty. Podobnie jak ogranicza wypychanie na samozatrudnienie.

Jednak prof. Joanna Tyrowicz, ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego, od dłuższego czasu zwraca uwagę, że chociaż sytuacja się poprawia, to wciąż bolączką rynku pracy nad Wisłą jest to, że liczba etatów przypadająca na przeszło 38-milionowy kraj jest niewielka i dzisiaj przekracza 9,5 mln. W niemal czterokrotnie mniejszych od nas Czechach jest ich blisko 6 mln. Tam jednak stopa bezrobocia spadła już poniżej 3 proc. i jest najniższa w całej Unii Europejskiej. Dla przedsiębiorców prowadzenie biznesu w takich warunkach jest wyzwaniem, dlatego rekrutują w Polsce. Agencja pośrednictwa pracy Work Service już na początku 2017 r. informowała, że u naszych południowych sąsiadów czeka 100 tys. wakatów. Obecnie mamy najwięcej ofert pracy skierowanych do pracowników sektora produkcyjnego. Tygodniowo rekrutujemy nawet 100 kandydatów z naszego kraju - mówiła wówczas Agata Zdybicka z Work Service.

Chcemy mniej pracować

Narodowy Bank Polski w przeprowadzanej co kwartał analizie rynku pracy zwraca uwagę, że przeciętna liczba przepracowanych godzin wzrosła do poziomu najwyższego od końca 2008 r. Jednocześnie wciąż zmniejsza się średnia liczba godzin pracy preferowana przez pracowników. Wyraźna luka pomiędzy godzinami przepracowanymi i preferowanymi utrzymuje się drugi kwartał z rzędu po raz pierwszy od 2011 r. Eksperci nie mają wątpliwości, że różnica pomiędzy tymi wartościami może dać impuls do przyspieszenia wzrostu wynagrodzeń. Taka sytuacja będzie miała miejsce, jeśli pracownicy będą wymagali dodatkowych zachęt, by świadczyć tę samą pracę ze zwiększoną intensywnością. Dodatkowo rosnąca liczba godzin spędzonych w pracy oznacza, że zwiększa się także ich udział w nadgodzinach. Pracodawcy w ostatnich miesiącach natrafiają na coraz większe trudności ze znalezieniem odpowiednich pracowników i oczekują dłuższej pracy od osób już zatrudnionych. Ankietowani przedsiębiorcy deficyt rąk do pracy określają już jako barierę rozwoju dla swoich firm. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że jeśli nałożą się mocniej na siebie rosnące różnice pomiędzy preferowaną i faktyczną liczbą przepracowanych godzin, przy jednoczesnych problemach z zapełnieniem wakatów, to doprowadzi to do sytuacji, że pozycja negocjacyjna zatrudnionych się poprawi.
Na razie presja płacowa jest umiarkowana, ale z kwartału na kwartał rynek pracownika staje się coraz bardziej faktem. Rosnące pensje to jeden z dowodów na to, że w rozmowie z szefem więcej argumentów jest po stronie pracujących. Już w drugim kwartale dynamika wzrostu wynagrodzeń w gospodarce wyniosła 5 proc. w ujęciu rocznym, a jeszcze kwartał wcześniej nieznacznie przekraczała 4 proc. W ten sposób osiągnęła najwyższy poziom od ponad pięciu lat. Presji płacowej nie będzie też za chwilę ograniczała imigracja. Coraz więcej badań wskazuje bowiem, że przybywający masowo do pracy nad Wisłą Ukraińcy również oczekują kilkunastoprocentowego wzrostu stawek. Jeśli ich nie wynegocjują, mogą zacząć szukać szczęścia pod innymi szerokościami geograficznymi, co ułatwi im możliwość bezwizowego wjazdu do Unii Europejskiej na 90 dni w ciągu półtora roku. Jeśli w kolejnych kwartałach przyspieszą wzrosty płac, a zdaniem znacznej większości ekspertów taki scenariusz zacznie się już za chwilę materializować, to odbiją się na inflacji i przyspieszą w przyszłym roku wzrosty cen towarów i usług.