Te komplikacje widoczne są już na pierwszy rzut oka. Dla postronnych obserwatorów brzmią nienaturalnie, dla autorów biznesowego kodu językowego ich użycie jest rozwiązaniem idealnym – słowa wytrychy usprawniają komunikację, tworzą aurę profesjonalizmu albo przynajmniej brzmią światowo. Wytypowaliśmy kilka takich, które powtarzają się regularnie, figurują w niemal każdym firmowym komunikacie, prezentacji czy wypowiedzi menedżerów. Pytanie, co one właściwie znaczą i po co się ich używa.

Start-up

Zgodnie z powszechnie obowiązującą definicją jest to przedsięwzięcie w początkowej fazie wzrostu. Mówiąc wprost, to na przykład firma, której jedynym kapitałem jest to, że została założona niedawno, a jej właściciel, często student lub inny dość młody człowiek, dysponuje niepowtarzalnym, a może nawet rewolucyjnym pomysłem na biznes. Ponieważ firma jest w fazie wzrostu, czyli startuje i idzie do góry (przynajmniej w założeniu), najkorzystniej nazwać ją po angielsku – krótko i bez ceregieli. Znacznie trudniej byłoby taki interes opisać w języku polskim. Bo trzeba by to zrobić rozwlekle i skomplikowanie, np. tak: przedsiębiorstwo stworzone w celu poszukiwania modelu biznesowego, który gwarantowałby mu stały rozwój i optymistyczną perspektywę na przyszłość. Ten rozwój z kolei mógłby zostać osiągnięty przez pozyskanie dofinansowania instytucjonalnego, kredytu lub sprzedaży części udziałów. Zresztą opis takiej inicjatywy można ciągnąć w nieskończoność. Sęk w tym, że w biznesie czas to pieniądz.

Innowacja

Reklama
To słowo klucz, bez którego trudno się dzisiaj obejść w jakiejkolwiek perspektywicznej spółce. Aby mogła myśleć o trwałym sukcesie opartym na silnych fundamentach, innowacyjne powinna mieć dzisiaj wszystko – od metod rekrutacji pracowników po wdrażanie określonych systemów produkcji. Słowo „innowacja” ma rodowód łaciński i oznacza odnowienie. W dzisiejszych firmach jest po prostu nowym rozwiązaniem, które ma na celu poprawę jakości funkcjonowania firmy lub pracowników. Może jednak być swego rodzaju zaklęciem, które z jednej strony pomaga przedsiębiorstwu zdobywać dotacje unijne, z drugiej poprawia jego publicity, czyniąc z niego, przynajmniej teoretycznie, lidera rynku, ewentualnie jego świadomego, ważnego uczestnika. Innowacje, i to już gorsza informacja, szczególnie dla pracowników, mogą być również punktem wyjścia do zwolnień. Nowe rozwiązania mogą bowiem polegać np. na zastąpieniu osób przybijających pieczątki – automatem. Wtedy innowacja jednoznacznie łączy się z bezrobociem.
Reklama

Synergia

To pojęcie łączy się z koniecznością zaangażowania wielu pionów, departamentów lub działów danej firmy. Oficjalna definicja określa synergię tak: współdziałanie różnych czynników, którego efekt jest większy niż suma poszczególnych oddzielnych działań. Czyli jeśli kilka działów w jednej spółce połączy siły i w wyniku tego połączenia coś stworzy, to jakość tego, co powstało, będzie znacznie lepsza, niż gdyby każda z tych struktur pracowała nad danym zadaniem na własną rękę, a potem automatycznie ktoś by to wszystko pozlepiał. Innymi słowy do zjawiska synergii jak ulał pasuje stare przedkorporacyjne powiedzenie „co dwie głowy to nie jedna”, a im większy zbiorowy wysiłek zostanie włożony w określoną czynność, tym szanse na sukces również się zwiększają. Prawda stara jak świat, dzisiaj bardzo popularna w biznesie. Pojęcie synergii służy z jednej strony budowaniu więzi i wspólnot w ramach firmy, ale z drugiej jest również narzędziem podsycania konkurencji między jednostkami lub zespołami. W założeniu mające służyć rozwojowi, może zatem stać się przyczyną nadwyrężenia, a nawet destrukcji obowiązujących powszechnie norm społecznego funkcjonowania. Wiele zależy i od członków poszczególnych zespołów, i od zarządzających nimi. Ale najistotniejszy jest cel owej synergii. Idealnie, jeśli rzeczywiście służy poprawie efektywności działania.

Restrukturyzacja

Słowo znienawidzone przez wszystkie polskie organizacje związkowe. Dlaczego? Bo w naszych warunkach często kryje się za nim mniej lub bardziej zakamuflowana konieczność zwolnień. Pośrednio dopuszcza je nawet oficjalna definicja słowa: gwałtowne zmiany w aktywach, pasywach lub organizacji przedsiębiorstwa. Celem restrukturyzacji jest stworzenie przesłanek do wzrostu wartości firmy. Restrukturyzacja jest równoważna z transformacją. Tyle że ta transformacja najczęściej powinna się łączyć ze słowem „reanimacja”, bo dochodzi do niej zwykle w chwili, kiedy tylko takie działanie może jeszcze uratować firmę. Nie tylko zatem zwalnia się ludzi (im więcej, tym bardziej rosną szanse odchudzonego kuracjusza na przeżycie), ale tnie wszelkie możliwe koszty i wyprzedaje majątek gromadzony w lepszych czasach. Wszystko po to, by nie zatonąć. Jak zatem pokazuje doświadczenie, restrukturyzacja zawsze łączy się z zagrożeniem, nieprzewidywalnością, a najczęściej także ze znacznym pogorszeniem sytuacji części lub większości pracowników. Jednak zastąpienie „restrukturyzacji” „zwolnieniami” nie w pełni oddawałoby jej złożony charakter.

Kontent

To wytrych uwielbiany szczególnie przez menedżerów z branży wydawniczej. Oznacza nic innego jak treść bądź zawartość. Kontent to główny produkt planowany, tworzony i sprzedawany przez branżę. Siła napędowa wszelkich dochodów. W przypadku książek kontentem mogą być rozdziały napisane przez znanego autora, wtedy publikacja ma większe znaczenie i większą wartość. W telewizji kontentem są programy, filmy bądź prowadzone na żywo relacje sportowe. W przypadku gazety kontent stanowią artykuły, zdjęcia bądź wykresy zapełniające poszczególne strony. W przypadku publikacji internetowych – wszystko, w co można kliknąć i podgonić bardzo wymierne statystyki oglądalności poszczególnych stron WWW.
Ale kontent bywa również w różnego rodzaju umowach, dokumentach urzędowych, instrukcjach obsługi, a nawet w coraz rzadziej używanych książkach telefonicznych. W tej ostatniej kategorii częściej w znaczeniu zawartości, rzadziej treści. Używanie słowa „kontent” pomaga tworzyć wrażenie, że to coś wartego bardzo dużej uwagi, unikalnego, godnego kupna, znacznie więcej niż zwyczajna treść.

Optymalizacja

To zwrot, na temat którego właściwie można by napisać książkę, a nawet niejedną już napisano. Oznacza różnego rodzaju polepszenie. Wszystko, co jest złe, słabe, wymagające zmian w firmie, powinno być zoptymalizowane, dzięki czemu w założeniu stanie się mocną stroną naszego biznesu. Oficjalna definicja: metoda wyznaczania najlepszego (optymalnego) rozwiązania z punktu widzenia określonego kryterium jakości, np. kosztu, drogi, wydajności.
Jednak biorąc pod uwagę taką wykładnię, trudniej zrozumieć, na czym optymalizacja w praktyce polega. Łatwiej tego dokonać, opierając się na zwykłym stwierdzeniu, że jest po prostu polepszaniem. Ale optymalizacja brzmi bardziej wyrafinowanie i o to też chodzi. Jeśli już dokonujemy zmian, nie powinny one przypominać przesuwania kwiatka z parapetu na podłogę, ale raczej być usprawnieniem procesu zarządzania, ograniczeniem zbędnych kosztów i skierowaniem zaoszczędzonych pieniędzy w miejsce, gdzie zaczną przynosić korzyści – dajmy na to na intensywne szkolenia dla kadry zarządzającej. Optymalizacja może mieć tak wiele obliczy, jak wiele jest osób podejmujących decyzje o jej przeprowadzeniu.

Zarządzanie zmianą

Swego czasu, na wielkiej fali zainteresowania studiami z zakresu organizacji i zarządzania, żartowano, że niebawem w Polsce będzie więcej specjalistów od kierowania ludźmi niż od pracy. Ten żart zmienił się w ponurą rzeczywistość w ostatnich latach, gdy okazało się, że bezrobocie zaczyna coraz częściej dotykać osób legitymujących się po prostu wyższym wykształceniem, a znacznie rzadziej uderza w tych, którzy mają w ręku prosty, ale solidny fach. Bo choć na studiach tych pierwszych uczono, jak zarządzać, m.in. zmianą, to do radzenia sobie z nadchodzącymi zmianami ich już nie przygotowano.
Mimo to w korporacjach wciąż bardzo popularne jest odmienianie słowa „zarządzanie” przez wszystkie przypadki i dodawanie do niego wszystkich możliwych rzeczowników. Zarządza się nie tylko wspomnianą wyżej zmianą, co w praktyce oznacza po prostu wiele czynności podejmowanych po to, aby coś w przedsiębiorstwie zmienić (z reguły na lepsze, przynajmniej w założeniu).
Zarządza się również pojęciami dość abstrakcyjnymi, np. ryzykiem, niepewnością, a nawet sytuacją. Czym jest zarządzanie sytuacją? Może być planowaniem bądź nie, aktywnością bądź pasywnością, obecnością lub jej brakiem, w praktyce wszystkim. Samo zarządzanie zmianą również jest pojęciem bardzo szerokim. Mieści się w nim odkrycie potrzeby zmiany, stworzenie jej planu, informowanie pracowników (bądź nie) o jej wprowadzeniu, wyciągnięcie wniosków i dokonanie ewentualnych korekt, podsumowanie, ocena krótko- i długoterminowych skutków. Czyli cały bardzo rozbudowany i bywa, że skomplikowany, proces menedżerski.

Estymata

Wspomniane zarządzanie, tym razem firmą, jest procesem podlegającym pewnym stałym, niepodważalnym regułom i w tym znaczeniu poniekąd przewidywalnym, ale jednak niepozbawionym niewielkiej części ryzyka i niepewności. Estymata, którą oficjalnie można określać mianem arytmetycznej średniej, ma być swego rodzaju tarczą chroniącą menedżerów przed błędnymi przewidywaniami. Mogą mylić się w prognozach wzrostu wartości firmy, sprzedaży, zysku z produkcji czy w końcu ogólnych wyników finansowych. Dlatego, podpierając się estymatami, przewidują z marginesem błędu, wyciągają średnią i zabezpieczają sobie tyły. Estymata staje się też świadectwem odpowiedzialności zarządzających: nie przesądzają o wyniku na koniec roku, ale szacują, że może on być taki lub taki. Dają w ten sposób wskazówki inwestorom, choć finalnie rzeczywistość może być różna od komunikatów przez nich publikowanych.

Język dowartościowania

Wszystkie te słowa budują dzisiaj nie tylko firmową rzeczywistość. W ten sposób porozumiewają się ze sobą już nie jednostki, ale tysiące ludzi. Powszechne, co innego, czy prawdziwe, jest przekonanie, że to, co proste, jest mniej warte niż to, co skomplikowane, brzmiące mądrze. Skomplikowanie świadczy o nowoczesności wywodu i daje legitymację intelektualisty, prostota bywa mylnie rozumiana jako brak wiedzy - ocenia Izabela Kielczyk, psycholog biznesu, autorka programów szkoleniowych dla firm. Wspomniana wartość słów przekłada się także na wartość osoby, która je wypowiada. Jeśli ktoś zawodowo zarządza zmianami i generuje estymaty w celu optymalizacji kontentu potrzebnego do zbudowania innowacyjnej synergii, jest na rynku więcej wart od innych. Ma też zwykle większe powodzenie, a o to przecież mu chodzi - dodaje specjalistka.
Jak przekonuje dr Marek Kochan, badacz języka biznesu, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, część słów używanych dzisiaj w korporacjach właściwie niewiele znaczy. Używa się ich celowo, ale nie zawsze celem jest przekazywanie konkretnych treści. Często chodzi bardziej o profesjonalizację przekazu, dodanie mu ważności. Wiele zwrotów jest używanych tylko dlatego, że mają się dobrze kojarzyć, zrobić wrażenie na odbiorcy. Ucieczka od treści bywa również rozwiązaniem w przypadku, gdy ktoś chce uniknąć negatywnych skojarzeń. Wiele osób domyśla się, co może się kryć pod słowem "restrukturyzacja", często chodzi po prostu o zwolnienia, ale "restrukturyzacja" brzmi znacznie lepiej – tłumaczy dr Marek Kochan.
Słowa wytrychy odgrywają także rolę maski, za którą często chowają się liderzy spółek giełdowych, którzy muszą ważyć każde słowo. Ich wypowiedzi powinny być zgodne z linią informacyjną spółki, opartą na bardzo restrykcyjnych regułach i podlegających instytucjonalnej kontroli, i nie mogą zawierać więcej treści iż oficjalne komunikaty. Wygodniej więc na jakiś czas zasłonić się słowami „synergia” czy „optymalizacja”, niż mówić wprost na przykład o łączeniu pionów przedsiębiorstwa, likwidacji części oddziałów, przetasowaniach personalnych w spółkach córkach itd. Warto również pamiętać, że słowa czy wyrażenia typu „start-up” bądź dziesiątki innych popularnych anglicyzmów nie zawsze są wyrazem pretensjonalności. Niektóre wyrażenia nie mają jeszcze polskich odpowiedników. Poza tym część menedżerów w pracy równie często jak językiem polskim posługuje się angielskim. I siłą rzeczy do wypowiedzi po polsku wplatają obce wyrazy. Czasem to tylko zły nawyk, jeszcze nie snobizm - dodaje dr Kochan.

Prostota ma klasę

Czy w najbliższych latach grozi nam erupcja słów bez znaczenia? Przedstawiciele angielskiej arystokracji od pokoleń powtarzają, że "stare pieniądze" lubią prostotę. Zgodnie z uniwersalnymi zasadami każdy dżentelmen robi wszystko, co w jego mocy, by życie, tak swoje, jak i otoczenia, czynić mniej skomplikowanym, bardziej czytelnym i jak najbardziej naturalnym. Upraszcza (choć nie spłyca) to, co uproszczenia potrzebuje, opiłowuje kanty, a wielopoziomowe konstrukcje sprowadza do parteru. Używa również prostego języka, rzeczy i zjawiska nazywa przynależnym im mianem, nie tworzy i nie używa neologizmów i makaronizmów, nie wtrąca do swych zdań elementów korponowomowy.
"Młode pieniądze" zachowują się inaczej. Częściej wybierają komplikacje, bo ich posiadacze wciąż aspirują do bycia lepszymi, niż są. Odczuwają stałą potrzebę zabiegania o poklask otoczenia, muszą udowadniać, że nie tylko mają, ale i są. Stąd konieczność dowartościowywania także w sferze komunikacji i języka.
Specjaliści są jednak optymistami. Ich zdaniem polski biznes z roku na rok profesjonalizuje się coraz bardziej, ma już mało wspólnych punktów z tym, który obecny był w Polsce w latach 90. Jego przedstawiciele nie muszą szukać uwiarygodniania tak intensywnie i prowadzić go takimi metodami jak 15 lat temu. Szczególnie widoczne jest to dzisiaj w zarządach spółek. Prezesi, ich zastępcy czy kluczowi dyrektorzy coraz częściej mogą pozwolić sobie na dość swobodne wypowiedzi, bo w zarządzaniu większe znaczenie zaczyna odgrywać luz niż napięcie. Nie muszą przy tym stosować hermetycznego korporacyjnego języka, bo ich stanowiska w sposób wystarczający ich nobilitują.
Nieco gorzej jest jeszcze na szczeblu średnim, gdzie wciąż „optymalizacja estymat może pomóc w zarządzaniu zmianą, szczególnie w czasie synergii”, ale wydaje się, że czasy, w których rekwizytem prężnego menedżera był jego zasób korpowytrychów, odchodzą w przeszłość. Jak ocenia Leszek Mellibruda, doradca firm i szef Active Business Mind, duże znaczenie zaczyna w firmach odgrywać autentyczność. Opieranie przekazu na pustych słowach wcześniej czy później zdradzi niekompetencję pracownika i spowoduje, że zamiast zyskiwać poklask, na czym bez wątpienia mu zależy, spotka się raczej z dość bolesną weryfikacją swoich umiejętności. Jeśli tylko będzie mówił o optymalizacji, ale nie zrozumie, co się pod nią kryje i jak po kroku ją przeprowadzić, może najwyżej pomarzyć o estymacie sukcesu. Bo wcześniej czy później zostanie zrestrukturyzowany. Oby wtedy znalazł jakiś pomysł na start-up.
Skomplikowanie świadczy o nowoczesności wywodu, prostota bywa mylnie rozumiana jako brak wiedzy