Archiwa nieżyjącego już prałata Renato Dardozzi ujrzały światło dzienne dzięki książce "Watykan sp. z o.o." dziennikarza Gianluigiego Nuzzi, która od kilku tygodni nie schodzi z list bestsellerów we Włoszech - podaje "Gazeta Wyboorcza".

Prałat Dardozzi pracował w Instytucie Dzieł Religijnych prawie 30 lat. Jego zadaniem było m.in. uzdrowienie banku po przekrętach, do których dochodziło w systemie w latach 70. Jednak Dardozziego coraz bardziej rozczarowywała postawa wielu wysoko postawionych duchownych, więc postanowił zbierać kopie dokumentów jako dowód ich oszustw.

Reklama

>>> Watykan zbankrutuje przez Polaka?

Jak wynika z archiwów Dardozziego, Bank Watykanu tkwił po uszy w centrum afer korupcyjnych, których ofiarami padły na początku lat 90. wszystkie większe partie polityczne we Włoszech. Przykładem jest głośne niegdyś śledztwo dotyczące przekształceń własnościowych w koncernie chemicznym Enimont. "Nasze dochodzenie utknęło na dobre, kiedy zaczęliśmy badać zaangażowanie Watykanu w tę sprawę. Kościół odmówił współpracy" - tłumaczy były prokurator antykorupcyjny Antonio Di Pietro. Łapówka, która mogła wynieść nawet 300 mln dolarów, została ponoć przelana za pośrednictwem banku Watykanu, czyli poza zasięgiem włoskiego nadzoru bankowego i prokuratury.

Reklama

Jak te kompromitujące dowody trafiły do rąk Nuzziego? Dardozzi, który pod koniec lat 90. przeszedł na emeryturę, ukrył dwie walizy z tajnymi dokumentami w szwajcarskiej wiosce. W swoim testamencie zażyczył sobie, by opublikować je po jego śmierci. "Niech ujawnienie dawnych oszustw ustrzeże Kościół przed kolejnymi łotrami" - napisał. Prałat zmarł w 2003 r.

>>> Watykan uznał wielkość pisarza geja

"Wykonawcy jego woli szukali osoby, która opracuje archiwum bez antykościelnej zaciekłości. Wybrali mnie przed rokiem. Nie pisałem przeciw Kościołowi, lecz przeciw naiwności jego przywódców, którzy w sprawie finansów zaufali złym ludziom" - tłumaczy Gianluigi Nuzzi. Autentyczności archiwum Dardozziego nie kwestionują we Włoszech nawet prokościelni watykaniści.