"W tym roku wzrost bezrobocia jest wyjątkowo wysoki i jest to sygnał, że nie uda się nam uniknąć zwiększenia bezrobocia" - uważa ekspert Jeremi Mordasewicz.

"Po wielu latach wzrostu zatrudnienia, w tym roku będziemy mieli do czynienia z redukcją w skali ok. 2 proc. wszystkich zatrudnionych, czyli o ok. 300 tys.osób" - powiedział.

Reklama

Jego zdaniem, zmiana będzie widoczna już w statystyce pierwszego półrocza, ale to jak w praktyce rozwinie się sytuacja będzie zależeć m.in. od tego, czy pracodawcy z pracownikami dojdą do wniosku, że lepiej utrzymać ludzi w pracy na pół etatu - jeśli będzie elastyczność ze strony pracowników - czy należy ich zwalniać.

"Firmy, które uważają, że już pod koniec roku poprawi się koniunktura, będą zwlekały ze zwolnieniami jak najdłużej, ponieważ musiałyby ponieść koszty odpraw dla zwalnianych a później - za kilka miesięcy - ponownej rekrutacji pracowników. To są duże obciążenia" - powiedział ekspert.

Reklama

Mordasewicz uważa, że sezonowy wzrost miejsc pracy w sezonie letnim nie będzie tak dynamiczny, jak w poprzednich latach. Jego zdaniem, Polskę czekają dwa lata ograniczenia zatrudnienia - 2009 i 2010 rok. "Nie da się po prostu utrzymać zatrudnienia na dotychczasowym poziomie" - mówił.

GUS podał, że liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy w końcu stycznia 2009 roku wyniosła 1,6 miliona osób.

Zdaniem Piotra Kalisza, ekonomisty banku Citi Handlowy, wzrost bezrobocia do 10,5 proc. w styczniu potwierdza mocne hamowanie gospodarki. Będzie się ono utrzymywać także w przyszłości. A to oznacza, że liczba bezrobotnych będzie się nadal zwiększać. - Według moich szacunków w tym roku może ona wzrosnąć o 300-400 tysięcy -mówi Kalisz.

Reklama

Kalisz uważa, źe jeśli sprawdzi się ta prognoza to w końcu roku w urzędach pracy może być zarejestrowanych około 2 mln bezrobotnych. Ucierpi na tym budżet. Między innymi dlatego, że dodatkowe kilkaset tysięcy osób nie będzie płaciło podatków od dochodów, bo ich nie będzie miało. Nie dość tego. Znaczna część nowych bezrobotnych będzie otrzymywało zasiłki co powiększy wydatki budżetu.

Kalisz ponadto podkreśla, że budżet będzie musiał wesprzeć miliardami złotych Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, z którego wypłacane są emerytury i reny, gdyż mniej osób będzie płacić składki na FUS. Równocześnie można oczekiwać, że również podatki od przedsiębiorstw będą mniejsze, bo skoro firmy zwalniają to oznacza, że ich wyniki finansowe mogą być słabsze niż można się było spodziewać jeszcze niedawno. W tej sytuacji przyjęte przez rząd oszczędności w wysokości prawie 20 mld złotych nie wystarczą aby utrzymać deficyt budżetu państwa na niezmienionym poziomie 18,2 mld zł. - Rząd będzie więc musiał nowelizować budżet i prawdopodobnie będzie zmuszony do powiększenia deficytu - ocenia Piotr Kalisz.