Czy Europę Środkową ogarnia kryzs porównywalny z turbulencjami, w jakie wpadła Azja w 1997 i 1998 r.? Według zachodnioeuropejskich analityków – tak. Kłopoty, jakie przeżywają kraje naszego regionu to niemal powtórka z dramatycznej końcówki XX wieku.

Tak twierdzi Lars Christensen, główny analityk duńskiego Danske Bank Group. Podobnego zdania jest cytowany wczoraj przez „Financial Times” Michael Wang z banku inwestycyjnego Morgan Stanley. – To reminiscencja z azjatyckiego kryzysu z 1998 – twierdzi Wang. Kraje Europy Wschodniej, tak jak wówczas tzw. azjatyckie tygrysy miały kłopoty ze spłatą zagranicznego zadłużenia, ich waluty traciły na wartości, a dynamika PKB była ujemna. Czy to jednak wystarczy, bo stawiać znak równości między naszym regionem a tym, co działo się w Azji ponad 10 lat temu?

Reklama

Prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, twierdzi, że nie. – W przypadku kryzysu azjatyckiego mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy deficyt wewnętrzny i dług zagraniczny przekroczyły poziom PKB. Kraje te nie były w stanie obsługiwać tego zadłużenia – mówi Gomułka. Jest też inna różnica. – Wówczas na rynkach azjatyckich kursy walut były sztywne i banki centralne broniły ich za wszelką cenę, ponosząc porażkę. My mamy kurs płynny, ustalany przez rynek – dodaje Gomułka.

Przed tworzeniem takich analogii przestrzega też Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska. Według niego, nasz kraj będzie wprawdzie notował w tym roku paroprocentowy spadek produkcji przemysłowej, a dynamika PKB być może siądzie do 1 proc., jednak porównwnia do kryzysu azjatyckiego są nieuzasadnione.

Reklama

Podobnego zdania jest Marcin Piątkowski z Akademii L. Koźmińskiego, były poracownik Międzynarodowego Funduszu Walutowego. – Mamy w naszym regionie wyższe niż w przypadku Azji w tamtym okresie rezerwy walutowe. Po drugie większość zadłużenia naszych banków jest długiem w stosunku do spółek-matek, często o długim terminie zapadalności. Po trzecie jesteśmy częścią UE, co obniża ryzyko inwestycyjne. Po czwarte bezpośrednie inwestycje zagraniczne wciąż do nas płyną – mówi Piątkowski. Tymczasem w Azji w dobie kryzysu praktycznie wygasły . – Wreszcie jakość nadzoru i sytuacja sektora bankowego są znacznie lepsze niż w Azji. Do tej pory nasze nadzory sprawiły się lepiej niż w USA i w Europie Zachodniej – dodaje Piątkowski.

Przyznaje jednak, że Polska może sama sobie nie poradzić z kryzysem walutowym. – Kluczowa będzie współpraca z EBC, który mógłby wspomóc nasze rezerwy pożyczkami w euro – mówi Piątkowski.

Rozmowa z prof. Stanisławem Gomułką str. 03ҽ