Polski premier zgodził się, by na modernizację energetyki w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, bogate kraje przeznaczały 12 procent swoich uprawnień do emisji dwutlenku węgla. To oznacza, że Polska zapłaciłaby mniej za ograniczanie trującego środowisko CO2, ale - licząc korzyści w ułamku - rabat wynosiłby tylko nieco ponad jedną ósmą. Węgry chcą, by rabat wynosił aż jedna piąta.

Innymi słowy: Węgry zabiegają o to, by wsparcie dla modernizacji energetyki biedniejszych państw Unii stanowiło do 2020 roku równowartość 20 procent uprawnień do emisji dwutlenku węgla, produkowanego przez bogate kraje. Polska nie jest aż tak radykalna w swoich żądaniach.

Dziś premier Donald Tusk przekonywał Węgrów, by spuścili z tonu, bo Francja i Wielka Brytania też poszły na rękę naszemu regionowi. Te dwa zamożne mogą bez problemu przyjąć zasady pełnej odpłatności za emisję CO2, bo ich gospodarki nie są oparte o węglową energetykę. Produkują energię głównie w elektrowniach atomowych. Niemniej zgodziły się na łagodniejszą wersję pakietu klimatyczno-energetycznego, nad którym debatują szefowie państw unijnych w Brukseli.



Reklama