W ciągu ostatnich 20 lat zmieniły się całkowicie uwarunkowania ekonomiczne i prawne prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce. Nasze przyzwyczajenia zmieniają się jednak nieco wolniej. Wielu przedsiębiorców nadal uważa, iż ponoszenie wydatków na wynajęcie eksperta, w tym na doradcę podatkowego, to całkowicie zbędny koszt. Ja natomiast uważam, parafrazując poprzednią tezę, iż przedsiębiorcy ponoszą często zbędne koszty działalności, ponieważ w odpowiednim czasie nie skorzystali z pomocy doradcy podatkowego.

Reklama

Sądzę, że taki stan rzeczy spowodowany jest kilkoma czynnikami. Po pierwsze wielu przedsiębiorców po prostu nie wie, kim jest doradca podatkowy i jak można wykorzystać jego wiedzę. To z kolei wynika z faktu, iż zawód ten powstał stosunkowo niedawno, tj. blisko 20 lat temu, wraz z tworzącym się nowoczesnym systemem podatkowym. Faktycznie ustawodawca uregulował zasady jego wykonywania dopiero w 1997 r. Brak jest więc utrwalonej tradycji korzystania z usług doradców podatkowych.

Po drugie wielu przedsiębiorców błędnie uważa, iż doradca podatkowy to swoista odmiana księgowego, a skoro tak, to po co dublować takie same funkcje. W rzeczywistości obydwa te zawody mają do spełnienia zupełnie inne zadania w przedsiębiorstwie.

Nie wdając się w szczegółową analizę obowiązków ww. profesji, należałoby wskazać, iż podatki i rachunkowość regulowane są w Polsce przez odrębne przepisy. Nieco upraszczając sprawę, można by stwierdzić, iż podatki w pewnym sensie oddzieliły się od rachunkowości i stały się odrębnym, niezależnym bytem. Oczywiście nadal ewidencje księgowe są wykorzystywane do dokumentowania zdarzeń podatkowych i istnieje wiele zależności pomiędzy prawem bilansowym i podatkowym. Jednakże rozdzielenie przepisów podatkowych i rachunkowych jest faktem i powoduje, iż często to samo zdarzenie gospodarcze wywołuje całkiem inne skutki bilansowe i podatkowe, np. wydatki na reprezentację czy kary w postępowaniu karnym skarbowym będą stanowiły koszty dla celów rachunkowych, a nigdy nie staną się kosztami uzyskania przychodów dla celów podatkowych. Kolejnym przykładem mogą być transakcje leasingowe traktowane inaczej dla celów podatkowych i rachunkowych.

Reklama

W świetle powyższego można postawić tezę, iż księgowy będzie czuwał nad prawidłowym prowadzeniem ksiąg rachunkowych, sporządzaniem sprawozdań finansowych, terminowością rozliczeń, w tym uiszczania podatków. Natomiast doradca podatkowy pomoże odnaleźć się przedsiębiorcy w labiryncie skomplikowanych i zmiennych przepisów podatkowych. Podatnik musi bowiem pamiętać, iż to on ponosi odpowiedzialność za prawidłowe stosowanie prawa podatkowego. W takim przypadku fachowa pomoc podatkowa zapewnia bezpieczeństwo biznesu, gdyż minimalizuje ryzyko pomyłki, która może okazać się dotkliwa finansowo. Natomiast jeśli to doradca popełni błąd (nikt z nas nie jest w końcu doskonały), to może ponosić on odpowiedzialność odszkodowawczą za wyrządzoną klientowi szkodę. Wszyscy doradcy podatkowi, podobnie jak radcy prawni czy adwokaci, muszą w związku z tym opłacać obowiązkowe ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej.

Doradca podatkowy może także pomóc zoptymalizować obciążenia podatkowe przedsiębiorstwa, a mniejsze obciążenie podatkowe zazwyczaj przekłada się na dynamiczniejszy rozwój firmy.

Przede wszystkim jednak doradca podatkowy będzie czuwał nad tym, aby decyzje biznesowe były podejmowane po, a nie przed rozważeniem ich konsekwencji podatkowych. Oczywiście nastąpi to tylko wtedy, jeśli przedsiębiorca będzie zwracał się o poradę podatkową przed wdrożeniem nowych rozwiązań biznesowych.

Reklama

Jakiś czas temu dostałam do zaopiniowania umowę o świadczenie usług. Usługobiorcą była spółka polska, a usługodawcą podmiot hiszpański. Sama umowa nie była specjalnie skomplikowana w sensie prawnym. Strony należały do jednej grupy kapitałowej, więc ryzyko poważnych konfliktów było znikome. Nie było potrzeby tworzenia żadnych gwarancji, zabezpieczeń itp. Prawnik, który przygotowywał umowę, sporządził ją prawidłowo i umieścił w niej konstrukcje biznesowe zgodne z życzeniem stron. Jednocześnie zaznaczył, iż nie jest specjalistą w dziedzinie podatków i zaleca, aby doradca podatkowy zaopiniował umowę pod tym właśnie kątem. Prostota umowy i jej mała objętość (tylko 3 strony) uśpiły nieco podatkową czujność polskiego podmiotu. Postanowiono, iż spółka polska szybko podpisze tę prostą umowę, a potem poprosi jakiegoś doradcę podatkowego o rzucenie okiem, czy wszystko jest w niej w porządku. Czas mijał, w spółce rozwijał się dynamicznie biznes, wszyscy zapomnieli o sprawdzeniu podatkowym umowy. Dostałam ją dopiero po 3 latach od podpisania, po tym jak do spółki trafiła kontrola podatkowa i w jej wyniku wydano decyzje określające wysokość zobowiązań podatkowych w zakresie podatku dochodowego od osób prawnych. Okazało się, że ta prosta umowa wywołała kilka skomplikowanych i kosztownych konsekwencji podatkowych.

Wyszło na to, iż nie była to zwykła umowa o świadczenie usług, a umowa franczyzy. W ramach tej umowy polska spółka (franczyzobiorca) była uprawniona do korzystania z nazwy handlowej franczyzodawcy, jego znaku towarowego, metod prowadzenia działalności gospodarczej, wiedzy technicznej, systemów postępowania i know- -how, a także do korzystania ze stałej pomocy w zakresie różnego rodzaju usług doradczych świadczonych przez franczyzodawcę. Za wszystkie te usługi przewidziana była comiesięczna opłata określona jako procent miesięcznego obrotu franczyzobiorcy. Opłata ta nie została podzielona na część dotyczącą korzystania z praw (znak towarowy, know-how) oraz na część będącą wynagrodzeniem za usługi.

Księgowy spółki polskiej był doskonałym fachowcem, tym niemniej nie miał doświadczenia z transakcjami transgranicznymi. Spółka polska, transferując do hiszpańskiego franczyzodawcy kwoty wynikające z umowy, nie pamiętała o przepisach umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania zawartej pomiędzy Polską a Hiszpanią. Zgodnie z tą umową opłaty za korzystanie ze znaku towarowego i know-how są traktowane jak należności licencyjne. Oznacza to, iż wypłacając takie kwoty kontrahentowi zagranicznemu, polska spółka powinna potrącać 10-proc. podatek dochodowy (tzw. withholding tax) od każdej wypłaty i przekazywać go polskiemu fiskusowi. Ponieważ nie zadbano przy podpisywaniu umowy, aby podzielić wynagrodzenie na część dotyczącą korzystania ze znaku towarowego i know-how oraz na część dotyczącą świadczenia usług, organy podatkowe uznały, iż withholding tax powinien być pobierany od wartości całej opłaty (choć de facto nie powinien być naliczany od części będącej zapłatą za usługi doradcze). Podatnik sam dał fiskusowi oręż do ręki i postawił się w trudnej sytuacji.

Dodatkowo spółka zapomniała wyegzekwować od franczyzodawcy przesłanie certyfikatu rezydencji podatkowej spółki hiszpańskiej. Jest to dokument wystawiany przez władze podatkowe danego państwa, zaświadczający, że podmiot jest rezydentem podatkowym w określonym kraju i ma prawo korzystać z benefitów umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. W omawianym przypadku oznaczało to, iż mając certyfikat rezydencji podatkowej hiszpańskiego kontrahenta, polska spółka mogłaby pobierać podatek u źródła zgodnie z preferencyjną stawką 10 proc. (wynikającą z polsko-hiszpańskiej umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania). Bez posiadania takiego certyfikatu spółka polska powinna była pobierać podatek zgodnie ze stawką polską, tj. 20 proc. W taki też sposób organy podatkowe naliczyły zaległy podatek polskiemu franczyzobiorcy.

W omawianym przypadku spółka polska zapomniała ponadto o obowiązku złożenia deklaracji ORD-U. Jest to informacja o umowach zawartych z nie rezydentami, którzy są w określony sposób powiązani ze spółką, a wartość należności lub zobowiązań z tytułu takich umów przekroczyła w danym roku równowartość 300 000 euro. Ten obowiązek wynika z jednego niepozornego przepisu ordynacji podatkowej i doprecyzowany został w rozporządzeniu ministra finansów wydanym na podstawie przepisów ordynacji.

Czy można było wymagać od przedsiębiorcy, aby pamiętał o tych wszystkich kwestiach podatkowych, skoro nawet jego audytorzy o tym nie pamiętali? Logicznie rzecz biorąc, nie można było tego wymagać. Niestety podatki nie są daninami rozpatrywanymi w kontekście logicznymi, ale przymusowym, a jak doskonale wiemy, nieznajomość prawa, w szczególności podatkowego, szkodzi.

Podatnik nie musiał wiedzieć o wspomnianych wyżej obowiązkach, ale powinien był pamiętać, aby umowa trafiła we właściwym czasie do doradcy podatkowego. On przypomniałby o wszelkich obowiązkach podatkowych przedsiębiorcy.

Powyższy przykład jasno pokazuje, iż proste rozwiązania biznesowe niekoniecznie powodują proste implikacje podatkowe. Szczególnie transakcje transgraniczne wymagają skupienia i analizy wielu przepisów podatkowych, w tym także międzynarodowego prawa podatkowego. W świetle powyższego pojawia się pytanie: czy przedsiębiorca ma praktyczną możliwość poznania całego gąszczu przepisów podatkowych? Moim zdaniem nie jest to możliwie, gdyż wtedy nie miałby czasu na prowadzenie biznesu. I tu pojawia się odpowiedź na pytanie przewrotnie postawione w tytule. Otóż doradca podatkowy być może nie jest przedsiębiorcy potrzebny do szczęścia, ale na pewno przyda mu się do skutecznego i efektywnego prowadzenia biznesu.

Kontakt: abrynska@brynska.pl