Najwyższa Izba Kontroli apeluje o pośpiech w pisaniu ustawy reprywatyzacyjnej, bo odkładanie sprawy pogarsza sytuację. Z roku na rok powiększa się kwota, którą trzeba będzie oddać Polakom za to, że nazistowskie i komunistyczne władze zabrały im rodzinne majątki. Kwota jest coraz wyższa, między innymi dlatego, że ceny nieruchomości idą w górę. Jeśli państwo ma odkupić jakąś kamienicę, a następnie przekazać ją prawowitemu właścicielowi, to lepiej, by zrobiło to teraz.
NIK ubolewa, że ustawy reprywatyzacyjnej nie napisano tuż po 1989 roku. "Żadnej ekipie politycznej nie udało się wprowadzić w życie spokojnego, systemowego rozwiązania, które gwarantowałoby wypłatę odszkodowań obywatelom pozbawionym majątków w czasie II wojny światowej i komunizmu" - powiedział na łamach "Rzeczpospolitej" wiceprezes NIK Stanisław Jarosz.
Tymczasem - jak przypomina gazeta - Polska jest jedynym krajem w Europie Środkowo-Wschodniej, który nie rozstrzygnął kwestii reprywatyzacji. A i tak trzeba będzie zapłacić Polakom za utracone mienie, bo ludzie zaczynają masowo skarżyć Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który raczej będzie trzymał ich stronę.
Według szacunków Ministerstwa Skarbu, odszkodowania może domagać się nawet 54,5 tys. osób.
Budżet tego nie wytrzyma. Jeśli potwierdzą się przypuszczenia Najwyższej Izby Kontroli, że rodziny, które potraciły majątki w II wojnie światowej i w PRL, dostaną od państwa nawet 100 miliardów złotych, to albo państwo pogrąży się w długach, albo obetnie drastycznie wydatki. "Rzeczpospolita" pisze, że gdy NIK sprawdził skalę roszczeń, zaalarmował polityków.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama