Urząd Regulacji Energetyki apelował do zakładów o opamiętanie i umiar. Urzędnicy prosili, by wnioski taryfowe nie zawierały próśb o zbyt duże podwyżki - góra jednocyfrowe. Tymczasem RWE Stoen w ogóle nie złożył wniosku, a klientom przysłał informację o 16-procentowej podwyżce. Inne zakłady złożyły wnioski, ale zażądały w nich zatwierdzenia nawet 20-procentowych podwyżek. Gdyby urzędnicy na to przystali, to byłby cios dla milionów polskich rodzin.

Przedstawiciele URE nie mają dobrych wieści. "Niestety, z podwyżkami musimy się jednak liczyć. I to dużymi, bo wciąż rosną ceny paliw, od których zależy cena prądu" - tłumaczy dziennikowi.pl Jacek Bełkowski z URE. Na pytanie, czy da się ukrócić zachłanność zakładów energetycznych, odpowiada: "Urząd Regulacji Energetyki może jedynie badać, czy wyliczenia zakładów zawarte we wnioskach taryfowych są zgodne z prawdą i z prawem". A to z kolei oznacza, że jeśli zakład udowodni, że jego koszty wzrosły o jedną piątą, podwyżka prądu o 20 proc. jest realna.

Nie można więc uniknąć podwyżek, ale można je odwlec w czasie. Jak? Wystarczy znaleźć jakiś błąd we wniosku taryfowym, a URE będzie mógł go odrzucić. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki wielokrotnie już odmawiał zatwierdzania stawek z takich powodów. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Wcześniej czy później wniosek zostanie poprawiony i podwyżki dopadną klientów.

Urzędnicy walczą więc z wiatrakami. Teraz mogą jedynie ukarać RWE Stoen za to, że zakład na czas nie złożył wniosku taryfowego. Jacek Bełkowski mówi, że kara może wynieść nawet 15 proc. przychodu przedsiębiorstwa.





Reklama

Jednak innego zdania są przedstawiciele koncernu. W przesłanym do redakcji dziennika.pl komunikacie czytamy: "Jesteśmy zwolnieni z obowiązku przedstawiania taryf do zatwierdzania stanowiskiem Prezesa URE z dnia 28 czerwca 2001 r. Opinię prawną RWE Stoen potwierdzają ekspertyzy prof. zw. dr. hab. Marka Wierzbowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego oraz mec. Igora Muszyńskiego z kancelarii Chadbourne & Parke. Nasze stanowisko potwierdza także prof. Krzysztof Żmijewski".