Na razie warszawiacy i mieszkańcy Katowic muszą się liczyć ze wzrostem od 1 stycznia 2008 cen prądu od kilkanaście procent. Co to oznacza dla przeciętnej rodziny? Jeśli rocznie wykorzystuje 2200 kW/h i jest klientem RWE Stoen, wyda miesięcznie o 7 zł więcej. Rodzina z Katowic korzystająca z usług Vattenfalla - o 4,60 zł.

Reklama

To mało czy dużo? Dla 33-letniej Edyty Pasternok, właścicielki sklepu ze Świętochłowic, to problem."Zamieniam mieszkanie na mniejsze, żeby zaoszczędzić choćby parę groszy" - tłumaczy. "Wygląda jednak na to, że różnica w opłatach stopnieje". 62-letni Tomasz Karpiuk, rencista z Warszawy, także pomstuje na czekające go podwyżki. "Państwo powinno to jakoś powstrzymać" - przekonuje.

Okazuje się jednak, że Urząd Regulacji Energii znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Do tej pory duże firmy, takie jak właśnie RWE Stoen czy Vattenfall, musiały prosić URE o zgodę na podwyżki. To dlatego, że zajmowały się zarówno dystrybucją energii, jak i jej sprzedażą. Podobnie zresztą jak inne tylko dystrybuujące prąd. Także one musiały prosić urząd o akceptację cennika. Z tego obowiązku były zwolnione jedynie firmy energię sprzedające. W sumie działa ich w Polsce około 300.

To niezwykle silna i liczna konkurencja. Wielcy dostawcy, żeby nie stracić klientów, musieli szybko coś zrobić. I zrobili. "Podzieliliśmy się na dwa podmioty, co zwalnia nas z przedstawiania URE cennika" - tłumaczy Łukasz Zimnoch, rzecznik Vattenfalla. Zdaniem ekspertów ich działania są całkowicie zgodne z prawem.

Reklama

Kiedy więc URE zażądał od nich cenników do akceptacji, odmówili i pozwali URE do Sądu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zanim zapadnie decyzja, zbuntowani dostawcy podniosą ceny według własnego uznania - w Warszawie o 16 procent, w Katowicach o 12. Wiadomości o podwyżkach ich klienci mogą spodziewać się już za kilka dni.

Niestety, trzeba płacić rachunki

Igor Muszyński, prawnik z kancelarii Chadbourne & Parke specjalizujący się w prawie energetycznym:

Reklama

Bojkotowanie przysyłanych rachunków, czy też odliczanie różnicy pomiędzy ceną z 2007 r. a nową w oczekiwaniu na korzystny wyrok Sądu Ochrony i Konkurencji Konsumentów, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Postępowanie odwoławcze może potrwać jeszcze ponad dwa lata. Odbiorcy muszą się liczyć z tym, że brak nawet części płatności rachunku może spowodować wstrzymanie dostaw energii. Niezapłacone rachunki energetyka ściągnie wraz z odsetkami. Może także wpisać osoby, które nie zapłaciły, do rejestru dłużników, co utrudni im na przykład wzięcie kredytu z banku. Jeżeli sądy zdecydują, że energetycy nie mają racji, to zwrócą oni odbiorcom różnicę pomiędzy ceną z 2008 r. a ceną z 2007 r. wraz z odsetkami.

Jeśli komuś nie odpowiada nowa cena, jaką proponuje dostawca energii, może rozejrzeć się za alternatywą. W całym kraju działa kilkaset firm, które sprzedają prąd, warto tam zadzwonić i zapytać się, po jakich cenach chcą nam energię sprzedać. Jakakolwiek obniżka cen energii elektrycznej będzie możliwa tylko w wyniku wzrostu konkurencji w dostawach, a nie w wyniku działań Urzędu Regulacji Energetyki.