Jeśli dobrze się wczytać w uzasadnienie do rządowego projektu PPK, to znajdziemy w nim taką właśnie hierarchię celów. Potrzebujemy oszczędności, by bezpiecznie finansować długoterminowe inwestycje, a PPK mają być środkiem do realizacji tych zamierzeń. Emerytury? Tak, ale trochę przy okazji. Owszem, z symulacji zamieszczonych w projekcie ustawy wynika, że stopy zastąpienia (czyli wielkość świadczeń emerytalnych w porównaniu do ostatniej pensji) będą nawet niezłe, jednak eksperci, którzy zajmują się systemem ubezpieczeń społecznych, powątpiewają w rzetelność tych wyliczeń. To ma być wabik dla potencjalnych uczestników, bo jeśli zainteresowanie PPK nie będzie dostatecznie duże, cały plan spali na panewce.

Budulec krajowych oszczędności

To bardzo dobrze, że trzonem tego programu ma być budowa oszczędności krajowych. Bo Polska tych oszczędności ma bardzo mało. Jesteśmy importerem kapitału, co widać choćby w statystykach Narodowego Banku Polskiego (NBP). Innymi słowy, skoro nie zdołaliśmy zgromadzić własnych zasobów, a chcemy się rozwijać, to musimy to robić za pieniądze innych. A więc zwabić zagranicznych inwestorów, by budowali tu fabryki, brać od nich kredyty, sprzedawać im akcje polskich spółek itd. Tak powstają zobowiązania wobec zagranicy, których łączna wartość dzisiaj to prawie 2,2 bln zł. Dałoby się to wytrzymać, gdyby jednocześnie polskie podmioty były równie aktywne na zewnątrz. Z oczywistych powodów tak nie jest. Jak dotąd zainwestowały na obczyźnie niewiele ponad 980 mld zł. Bilans, czyli międzynarodowa pozycja inwestycyjna (MPI) Polski, jest więc ujemny i wynosi minus 1,2 bln zł. To pokazuje skalę uzależnienia polskiej gospodarki od obcego kapitału. Gdyby przyjąć miernik, jaki Komisja Europejska (KE) opracowała w 2011 r. po wybuchu ostatniego wielkiego kryzysu finansowego, należałoby przyjąć, że to uzależnienie jest zbyt duże. Zgodnie z unijnymi wytycznymi dopuszczalny poziom MPI to minus 35 proc. PKB, a w Polsce luka jest dwukrotnie większa. Ratuje nas struktura zobowiązań: 40 proc. z nich to bezpośrednie inwestycje zagraniczne (BIZ), które raczej nie odpłyną od razu w odpowiedzi na jakiś globalny wstrząs i nie trzeba ich na bieżąco obsługiwać (w odróżnieniu np. od długu zagranicznego).
Reklama
PPK mają być początkiem bardzo długiej operacji, u której kresu jest odcięcie nas od tej zagranicznej kroplówki. Operacja będzie jednak skomplikowana i – żeby było oczywiste – pracownicze plany kapitałowe to niejedyny zabieg, jakiego trzeba będzie w jej trakcie dokonać. Autorzy projektu zakładają, że w ciągu pierwszych 11 lat działania programu aktywa emerytalne Polaków – a więc długoterminowe oszczędności krajowe – zwiększą się do 339,7 mld zł, czyli niemal podwoją w porównaniu do obecnego stanu. A więc do domknięcia ujemnej MPI nadal będzie bardzo daleko.
Reklama
Oprócz celów makro program PPK ma jeszcze inne zadanie, o czym rządzący mówią wprost: to wzmocnienie polskiego rynku kapitałowego, który mocno podupadł po rozmontowaniu otwartych funduszy emerytalnych (OFE) i zaprzestaniu prywatyzacji państwowych spółek. Racja, mocny rynek kapitałowy jest potrzebny do finansowania gospodarki jako przeciwwaga dla bankowych kredytów. Rola banków nie może być zbyt duża, by nie stały się głównymi rozgrywającymi w gospodarczych procesach – zbyt wielkimi, by upaść. Tymczasem firmy w Polsce finansują się głównie pieniędzmi pożyczonymi od banków, rzadziej na rynku kapitałowym, proporcje to mniej więcej dwie trzecie do jednej trzeciej. PPK ma być kołem zamachowym polskiej giełdy, poprawić jej płynność, zwiększyć bazę inwestorów itd. Uda się? Według założeń autorów ustawy o PPK, już od trzeciego roku funkcjonowania planów rynek będzie pozyskiwał 15–16 mld zł rocznie. Trudno powiedzieć, jak duża część tych pieniędzy trafi bezpośrednio na giełdę, ale dla porównania trzeba przypomnieć, że OFE w swojej szczytowej formie lokowały na parkiecie około 600 mln zł miesięcznie. Czyli wartości byłyby porównywalne, ale specyfika inwestycji zupełnie inna. Niskie opłaty za zarządzanie PPK (w ustawie jest próg w wysokości 0,6 proc. aktywów) czy zewnętrzny punkt odniesienia dla stóp zwrotu, ale przede wszystkim zakładana większa konkurencja między poszczególnymi pracowniczymi planami kapitałowymi, niż to było w przypadku OFE, sprawią, że odpowiedzialni za dodatkowe oszczędności emerytalne będą staranniej dobierać spółki, w które zainwestują.