Chociaż wzrost gospodarczy w Polsce należy do najwyższych w Europie i w głównej mierze napędzany jest konsumpcją, dynamika płac przyspiesza i mamy stosunkowo wysoki deficyt finansów publicznych – to nasza gospodarka wciąż jest dużo bardziej zrównoważona niż w przypadku wielu innych krajów regionu.
"W Polsce roczna dynamika PKB w I kw. br. była zbliżona do obserwowanej w poprzednim kwartale. Wzrostowi gospodarczemu sprzyja rosnąca konsumpcja, wspierana przez zwiększające się zatrudnienie i płace, wypłaty świadczeń oraz bardzo dobre nastroje konsumentów. Towarzyszy temu dalsze ożywienie inwestycji. Jednocześnie w I kw. istotnym czynnikiem wspierającym wzrost gospodarczy były rosnące zapasy. Z kolei eksport netto miał ujemny wkład do dynamiki PKB" – napisała w komunikacie po zakończonym wczoraj posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej. Od ponad trzech lat utrzymuje ona główną stopę procentową na poziomie 1,5 proc. Adam Glapiński, prezes NBP, deklaruje, że nie ma zamiaru jej ani podnosić, ani obniżać. Zwraca uwagę, że na tle innych krajów – nie tylko tych, które należą do strefy euro, ale również np. Czech i Węgier – u nas oprocentowanie kredytu jest stosunkowo wysokie.Dlaczego Polska unika przegrzania? Zdaniem ekonomistów zawdzięczamy to imigrantom.
Polska była beneficjentem napływu ludzi z Ukrainy. Ponad milion z nich pracuje u nas legalnie. To dużo, nie tylko w liczbach bezwzględnych, lecz także w porównaniu z ogólną liczbą zatrudnionych. W innych krajach takiego napływu nie było. Dlatego tam presja na wzrost wynagrodzeń zaczęła się wcześniej. I z tego powodu symptomy ewentualnego przegrzania są u nas o wiele mniej wyraźne niż gdzie indziej – wskazuje Michał Dybuła, główny ekonomista Banku BGŻ BNP Paribas.
Podobnie ocenia sytuację Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Nasza gospodarka nie ulega przegrzaniu jak inne w regionie ze względu na większą otwartość na przyjezdnych. Dane Eurostatu wskazują, że w ostatnich dwóch latach do Polski napływa najwięcej imigrantów per capita w całej UE i ponad dwa razy więcej niż do jakiejkolwiek innej gospodarki regionu – mówi.
Reklama
Bujak przyznaje, że w II połowie ub.r. wzrost płac przyspieszył. – Pozostaje jednak wyraźnie niższy niż w pozostałych krajach regionu przy podobnym, a nawet silniejszym wzroście produktywności. W efekcie nominalne jednostkowe koszty pracy rosną w Polsce powoli, a w ujęciu relatywnym, względem średniej w regionie, nawet spadają. Dzięki temu presja inflacyjna pozostaje słaba i mimo bardzo silnego wzrostu popytu krajowego nie narasta nierównowaga zewnętrzna – dodaje.
Reklama
O równowadze zewnętrznej świadczy to, że w 2017 r. mieliśmy pierwszą od ponad 20 lat nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego. Czyli w bieżących transakcjach eksportowych i importowych czy transferach dochodów więcej pieniędzy napłynęło do naszego kraju, niż z niego wypłynęło.
Dla Rady Polityki Pieniężnej kluczowe jest to, jak sytuacja na rynku pracy może się przekładać na inflację. – Płace wzrosły w takich granicach, że nie spowodowało to ciśnienia inflacyjnego. Tempo wzrostu płac mieści się w przewidzianych ramach – mówił na wczorajszej konferencji prasowej Adam Glapiński. Wtórował mu Rafał Sura, członek RPP. – W dłuższej perspektywie widać, że dynamika płac nie wpływa bezpośrednio na inflację. Trzeba zauważyć, że ryzyko płynące z rynku pracy jest widziane nie tylko przez nas, ale i przez rząd, który podejmuje pewne działania. Jest dokonywana zmiana rozporządzenia, która ma na celu ułatwienie zatrudnienia osób z zagranicy, które są już na naszym rynku pracy. Drugi obszar to strategia migracji – poszerzenie katalogu państw, z których emigranci będą mogli do nas przybywać i podejmować pracę – wyjaśniał.
Chociaż wzrost płac pozostaje umiarkowany i nie świadczy o przegrzaniu gospodarki, to coś przeciwnego mogą zapowiadać wskaźniki bezrobocia. To, pokazujące odsetek osób zarejestrowanych w urzędach pracy, wynosi już niewiele ponad 6 proc. Na to, że faktycznie wynosi poniżej 4 proc. (to jeden z najlepszych wyników na kontynencie) wskazują dane Eurostatu.
Które gospodarki naszego regionu są najbardziej rozgrzane? – Traktując region szeroko, należy wskazać przede wszystkim Turcję. To kraj z deficytem bilansu płatniczego, cechuje go duża zmienność kursu, a duże zadłużenie zagraniczne powoduje, że jest bardzo podatny na podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych – wylicza Jakub Rybacki, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Spośród krajów położonych bliżej wyróżnia się Rumunia, której rząd prowadził dotąd bardzo ekspansywną politykę. W efekcie jest ryzyko przełamania przez deficyt progu 3 proc. PKB – mówi.
Rumunia jest już właściwie za punktem przegięcia koniunktury. Szczyt cyklu biznesowego osiągnęła pod koniec ub.r. Teraz gospodarka będzie lądować. Oby to nie było twarde lądowanie – mówi Michał Dybuła. On sam jako gospodarkę z problemem przegrzania wskazuje Węgry. Według niego nie widać tego tak bardzo we wskaźnikach makroekonomicznych. Problemem jest jednak to, co dzieje się na rynku nieruchomości. – Zmiany cen w skali roku nie są może spektakularne, ale od dołka pod koniec 2013 r. one wzrosły tam prawie o połowę – zauważa. – Pieniądze w większym stopniu niż w latach poprzednich były kierowane na rynek nieruchomości. Nadmierna ekspansywność polityki pieniężnej po kilku kwartałach powoduje, że ceny nieruchomości zaczynają rosnąć – tłumaczy. Główna stopa na Węgrzech od dłuższego czasu wynosi 0,9 proc. Równocześnie bank centralny podejmuje różne działania, które mają zwiększyć dynamikę kredytu. – My z kolei mamy obecnie do czynienia z pierwszym epizodem boomu gospodarczego w Polsce bez nadmiernego wzrostu kredytów. Ogółem rosną one wolniej niż nominalne PKB. To sprzyja utrzymaniu równowagi w gospodarce, w tym na rynku nieruchomości mieszkaniowych – wskazuje Piotr Bujak.