UE będzie miała inne priorytety: migracja, fundusz obronny, więc gdzieś trzeba będzie znaleźć (na nie) pieniądze, a polityka spójności jest najłatwiejszym celem, szczególnie teraz, kiedy największy beneficjent tej polityki (Polska - PAP) nie tylko ma problemy ze standardami UE, ale po prostu tej polityki spójności na forum UE nie broni - powiedział PAP zastrzegający sobie anonimowość urzędnik KE.

Reklama

Według niego mówi się o tym, by obciąć wydatki na politykę spójności o kilkanaście procent. W weekend stacja Deutsche Welle napisała, że może chodzić nawet o 30 proc. Z wewnętrznych dokumentów, na które powołuje się niemiecki serwis, wynika, że punkt odniesienia, czyli "scenariusz referencyjny", przewiduje cięcie o 15 proc.

Dla Polski to bardzo ważne, bo to do niej płynie najwięcej z całej UE środków w ramach polityki spójności (ponad 80 mld euro w budżecie na lata 2014-2020). Z pieniędzy tych finansowane są inwestycje, które mają wyrównać poziom między najbiedniejszymi i najbogatszymi regionami w Unii. Chodzi o drogi, mosty, linie kolejowe, ale też oczyszczalnie ścieków czy modernizowanie szpitali.

Reklama

Oficjalnie KE zachowuje powściągliwość w tej sprawie, wskazując, że dyskusje się toczą. Gdy zaprezentowaliśmy dokument refleksyjny nad przyszłością unijnych finansów, w Europie dyskutowano o różnych opcjach i pomysłach dotyczących nowego wieloletniego budżetu. Komisja przedstawi swoją propozycję następnych wieloletnich ram finansowych w maju przyszłego roku - powiedział PAP rzecznik KE odpowiedzialny za politykę regionalną Johannes Bahrke.

Wstępne koncepcje w sprawie finansów UE do 2025 roku, jakie przedstawił przed wakacjami unijny komisarz ds. budżetu Guenther Oettinger, mówią o możliwości cięć choćby z powodu Brexitu. Cięcia w porównaniu do obecnego okresu budżetowego będą w następnej dekadzie konieczne. W momencie wyjścia Wielkiej Brytanii (z UE) będzie nam brakowało 10-12 mld euro, nie możemy działać tak samo jak przedtem" - tłumaczył wówczas Oettinger.

Reklama

Dlatego KE poprosiła państwa członkowskie, by wskazały, czy chcą zmniejszenia budżetu, czy też wolą, by niektóre z zadań zostały wraz z pieniędzmi przeniesione z poziomu krajowego na poziom europejski. Komisja najchętniej sięgnęłaby po więcej środków z budżetów narodowych, ale ministrowie finansów z krajów płatników netto (dopłacających do unijnej kasy więcej, niż z niej wyciągają) zawsze niechętnie patrzą na takie zakusy.

Polscy dyplomaci w Brukseli od dłuższego czasu przyznawali, że należy się spodziewać zmniejszonego budżetu na okres po 2020 r. Pozostawało pytanie, jak głębokie będą cięcia. W tej chwili nie ma żadnego znaczenia, czy rozważane jest 15 czy 30 procent, bo nikt do końca tego nie wie - podkreślił rozmówca PAP z Komisji.

Inne źródło zbliżone do estońskiej prezydencji w Radzie UE wskazuje, że pierwsza poważna debata w sprawie kształtu nowych wieloletnich ram finansowych odbędzie się w lutym. Z harmonogramu spotkań przedstawionego przez szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska wynika, że wówczas szefowie państw i rządów krajów UE będą dyskutować 23 lutego na nieformalnym szczycie nad priorytetami politycznymi nowego budżetu.

Prezydencja zorganizowała już dwie dyskusje na poziomie ministrów. Z przekazanej PAP relacji wynika, że podczas ostatniej, jaka odbyła się w ubiegłym tygodniu, niektóre kraje członkowskie mówiły o powiązaniu dostępu do unijnej kasy z wypełnianiem standardów unijnych dotyczących praworządności. Głos w tej sprawie mieli zabierać właśnie płatnicy netto, z Niemcami i krajami nordyckimi na czele. Dotychczas szef KE Jean-Claude Juncker był temu przeciwny, wskazując, że byłoby to krzywdzące dla obywateli.

"Ograniczenie uderzyłoby w interesy wielu krajów członkowskich"

Tymczasem, według prof. Krasnodębskiego cała sprawa wydaje się mało prawdopodobna. Od dawna jest w Unii Europejskiej tendencja do tego, żeby ograniczać tego rodzaju fundusze, żeby kierować fundusze na rozwój, na wspieranie innowacyjności, na cele +pro rozwojowe+ oraz wzmacnianie konkurencyjności UE w gospodarce globalnej - ocenił w rozmowie z PAP. Jego zdaniem, po roku 2020 mogą w związku z tym zostać zmniejszone budżety również innych unijnych funduszy.

Według europosła, w kolejnym budżecie więcej środków UE trzeba będzie przeznaczyć też na utrzymanie wciąż rozbudowującej się - jego zdaniem - unijnej biurokracji.

Krasnodębski podkreślił, że ograniczenie funduszu spójności o 30 proc. uderzyłoby w interesy wielu krajów członkowskich, nie tylko Polski oraz że jego wprowadzenie wymagałoby międzynarodowych ustaleń. W związku z tym - jak mówił - wydaje się, że wariant 30 proc. jest bardzo mało realistyczny.

Zastrzegł, że pewne oszczędności zostaną wprowadzone, ale ich wysokość, będzie zależała od wypracowanego w toku negocjacji kompromisu. W tej chwili mówi się zakulisowo, że takie idee krążą, ale proces legislacyjny, jeżeli chodzi o następny budżet UE jeszcze się nie rozpoczną - dodał. Przypomniał, że konieczność wprowadzenia oszczędności wiąże się też z Brexitem, który pomniejszy budżet unijny o wkład Wielkiej Brytanii.

Europoseł przypomniał też, że ze środków funduszu spójności korzysta nie tylko Polska, dlatego ich ewentualnego ograniczenia nie należy wiązać ze sporem między KE a Warszawą ws. praworządności. To nie jest kara wymierzona przeciwko Polsce, ani żadna sankcja, tylko jest to związane z pewnymi tendencjami unijnymi i dotyczy wszystkich krajów - podkreślił. Dodał, że Polska powinna dążyć do ograniczenia korzystania ze środków funduszu. Im bardziej będziemy krajem rozwiniętym, tym mniej będziemy zdani na tego rodzaju pomoc" - powiedział.